Z troski o przyrodę
Dorota Tomecka zna się na ziołach. Wie, które z nich pomogą na konkretne dolegliwości. Jest także wielką miłośniczką zwierząt. Ma kilka kotów, m.in. wielkiego czarnego kocura, Charliego, wylegującego się na oknie.
Pani Dorota stara się żyć w zgodzie z naturą. Wierzy, że każde stworzenie zasługuje na szacunek. Dlatego z tak wielkim oburzeniem zareagowała na wycinkę przydrożnych drzew, dokonaną na zlecenie Powiatowego Zarządu Dróg w Raciborzu na trasie Racibórz-Babice. Jej zdaniem sposób, w jaki tego dokonano, to barbarzyństwo. – Niektóre drzewa w połowie pozbawiono gałęzi, a nawet przycięto je po sam czubek – denerwuje się kobieta. – Od pracujących przy tym robotników dowiedziałam się, że i tak te drzewa będą wycięte – twierdzi pani Dorota.
Jednak, to, co zbulwersowało ją najbardziej, to spalenie ściętych gałęzi i krzewów na łące, znajdującej się nieopodal jej domu. – Nie wiem, czyja to łąka, ale strasznie z tego powodu została zniszczona. Nie dość, że wypalono kilkanaście metrów kwadratowych terenu, to do rozpalenia ognia użyto opon samochodowych. A już najgorsze jest to, że wszystko działo się kilkaset metrów od rezerwatu Łężczok! – kobieta nie kryje oburzenia. Pani Dorota obserwowała to z okna swojego domu. Twierdzi, że drzewo, wrzucane do ognia, zwożono ciężarówką kilkanaście razy, w ciągu kilku godzin. – Te drzewa są przecież ostoją dla ptactwa z rezerwatu – wskazuje. Zastanawia się też nad tym, co dalej dzieje się z wyciętym drzewem. – Chęć zarobienia na drewnie nie może być chyba ważniejsza od troski o przyrodę, a w konsekwencji o dobro człowieka – mówi pani Dorota.
– To żadna dewastacja drzew, lecz ich pielęgnacja – zapewnia Jerzy Szydłowski, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Raciborzu. Przyznaje, że z podobnymi pretensjami spotyka się przy większości tego typu prac. – Ciągle muszę tłumaczyć ludziom, że nie niszczymy drzew, lecz o nie dbamy. Moi pracownicy, to ludzie, którzy znają się na rzeczy i wiedzą, co mają robić. Tu nikt nie robi nikomu na złość – uspokaja dyrektor. Podkreśla, że wszystko odbywa się z myślą o bezpieczeństwie użytkowników drogi. – Ogławiamy drzewa, czyli usuwamy niższe konary, żeby nie przeszkadzały w jeździe autobusów czy ciężarówek i nie niszczyły pojazdów oraz by nie zagrażały ludziom, także tej pani, która ma o to do nas pretensje – zapewnia.
Dyrektor Szydłowski potwierdza, że część gałęzi została spalona na pobliskiej łące. Jednak, jak się okazuje, to prywatny teren wykonawcy przycinki, który zaprzecza, by przy okazji palił tam też opony samochodowe. – Nie mamy zysków ze ściętych drzew, bo nam nie wolno ich sprzedawać. Oddajemy je do nadleśnictwa albo ludziom, którzy się po nie zgłoszą. Resztki, których nikt nie chce, po prostu palimy – dodaje.
A. Dik