Telefon przestał być głuchy
Po publikacji artykułu „Głuchy telefon” (NR z 8 stycznia) o kłopotach naszej czytelniczki z komórką do redakcji zgłosił się Andrzej Kaczor, właściciel firmy Impacto GSM sprzedającej i serwisującej telefony. – Naprawię telefon tej pani. Potraktuję ją ulgowo – zadeklarował. Czytelniczka zaniosła aparat do serwisu mieszczącego się przy dworcu PKP. – Byłam tam po południu, a już następnego dnia używałam naprawioną komórkę. Za usługę nic nie zapłaciłam. Jedynym kosztem był nowy joystick za 40 zł. Podarowano mi za to nową obudowę aparatu, dzięki czemu wygląda teraz jakbym go dopiero co wyjęła z pudełka. Firma dorzuciła mi gratis też nowe gniazdo ładowania – ucieszyła się pani Elżbieta. Impacto GSM udzieliło jej gwarancji na swoją usługę. Dzięki pozytywnemu załatwieniu sprawy, kobieta mogła spokojnie wyjechać z córką na ferie zimowe.
– Wszystkie telefony z joystickami i klapkami prędzej czy później zepsują się. Lepiej wybierać proste modele, bo dłużej wytrzymają – radzi Adrian Gajda, serwisant z czteroletnim stażem. Model należący do pani Elżbiety naprawił w niecałą godzinę. – 80% aparatów odrzucanych przez autoryzowane serwisy jesteśmy w stanie naprawić. Według mnie komórka tej pani nie była zalana, bo takie aparaty inaczej wyglądają – twierdzi Andrzej Kaczor z Impacto GSM. Jego firma działa na rynku od siedmiu lat, ma nawet swój punkt w Czechach.
Po lekturze artykułu zgłosił się do nas także Remigiusz Karpiński, właściciel sklepu, gdzie czytelniczka kupiła telefon. Poprosił o publikację „Sprostowania”, które poniżej zamieszczamy.
W „Nowinach Raciborskich” z 8 stycznia ukazał się artykuł dotyczący reklamacji telefonu komórkowego w jednym z raciborskich punktów Plus GSM. W nawiązaniu do tego artykułu chciałbym wyjaśnić kilka nieścisłości:
1. Karta doładowująca nie jest ratą za telefon, którą trzeba spłacać. Klientka, kupując doładowanie, czyli kartę, całą kwotę przeznacza na połączenia i SMS-y. 2. Telefon zakupiony przez klientkę nie jest telefonem z Plusa. Jest to telefon Sony Ericsson, który równie dobrze mógł zostać zakupiony u innych operatorów. Dziennikarz w artykule sugeruje natomiast, że jest to wina sklepu Plus. Chciałem wyjaśnić, że telefony trafiają do autoryzowanego serwisu, gdzie są poddawane analizie i naprawie. Jeżeli serwis uzna, że aparat jest uszkodzony z winy użytkownika i naprawa wykracza poza warunki gwarancji (a tak było w tym przypadku), to my jako sprzedawcy nie mamy żadnej możliwości wymiany telefonu. 3. Wypowiedź jednego z moich pracowników ukazała się bez jego autoryzacji. Pan Sebastian Dapa udzielił panu Mariuszowi Weidnerowi odpowiedzi na pytania, nie wiedząc, że zostaną one: po pierwsze wyrwane z kontekstu całej rozmowy, a po drugie zamieszczone w gazecie. Poza tym wydaje mi się, że artykuł jest nie do końca obiektywny, gdyż przed napisaniem go, sprawy ze mną nie konsultowano i nie zebrano rzetelnie wszystkich informacji. Ponadto chciałbym nadmienić, że klientka przed spotkaniem z redaktorem była u mnie w punkcie sprzedaży, krzyczała i zachowywała się bardzo nieodpowiednio, co uniemożliwiło normalną rozmowę i polubowne załatwienie sprawy”.
Od autora artykułu:
Ani razu nie sugerowałem w artykule, że winny w sprawie jest sklep Plusa. Napisałem jedynie, że czytelniczka kupiła tam telefon. Pan Karpiński wskazuje, że tę komórkę można było nabyć gdzie indziej, ale przecież pani Poprawa była właśnie klientką jego sklepu Plusa, a nie sklepiku z używanymi komórkami czy salonu innego operatora. Przyznaję, że mogłem poszerzyć artykuł o wypowiedź właściciela sklepu. Za brak takowej przepraszam, uzupełniając ją powyżej. Jednak w artykule wypowiedział się przedstawiciel sklepu, a nie mnie ustalać, kto w tej firmie jest, a kto nie, upoważniony do kontaktów z prasą. Rozmawiając z pracownikiem przedstawiłem się na wstępie i zadałem pytania w konkretnej sprawie, zgłoszonej przez naszą czytelniczkę. Od razu chętnie udzielił mi wyczerpujących odpowiedzi i nie poprosił o ich autoryzację. Jestem więc zdziwiony zarzutem ze „Sprostowania”, a już kompletnie zaskoczony tym, że dorosła, wykształcona osoba, odpowiadając na związane ze sprawą pytania, zadawane przez dziennikarza, mogła nie wiedzieć, że jej wypowiedź zostanie opublikowana w prasie.
Mariusz Weidner