Kto czyha na myśliwego?
Z jednej strony pretensje rolników o zbyt mały odstrzał dzików, z drugiej złośliwość i utrudnienia działalności myśliwych.
Koło łowieckie Odyniec w Rudach ma w swoim obwodzie 300 ha pól. Nad takim obszarem trudno zapanować. Od lat jest tutaj problem ze szkodami wyrządzanymi przez dziki. Zwierzyna ma tu dobre warunki bytowe, a myśliwi ograniczone pole działania ze względu na sąsiedztwo rezerwatu Łężczok. Ci ostatni zapewniają jednak, że robią, co mogą, aby i wilk był syty i owca cała. – Najwięcej powierzchni uszkodzonych występuje w gminie Nędza, na terenie której jest rezerwat, a ten jest wyłączony z gospodarki łowieckiej, nie można tam polować. Mimo to od 1 do 21 kwietnia zanotowano 58 pobytów myśliwych w łowisku po to, żeby płoszyć dziki. W zeszłym roku pobytów wokół rezerwatu było 528. Wykładamy też na polach substancję odstraszającą – mówi Robert Pabian z koła łowieckiego Odyniec.
Działalność myśliwych komuś jednak najwyraźniej przeszkadza. Od jakiegoś czasu ambony łowieckie są niszczone, obcinane są ich elementy nośne albo zwyczajnie są podpalane. Nacinane są też szczeble drabiny albo przebijane opony w samochodach. – Jest podejrzenie, że robi to ktoś, kto nie chce, by myśliwi obserwowali nocą z ambon. Być może to kłusownicy ryb, którzy obawiają się, że za dużo widzimy – zastanawia się Robert Pabian. Wartość jednej ambony to ok. 800 zł. Zniszczono ich już kilkadziesiąt. Z tego powodu myśliwi zaprzestali ich budowy, zastąpiły je tzw. nasiadki na drzewach. Przypadki wandalizmu nie były dotąd zgłaszane policji, teraz ma się to zmienić. – Mamy prośbę, aby osoby, które dokonują zniszczeń, przemyślały to, co robią. Polowanie z ambon to jedyna możliwość w okolicy rezerwatu, tam nie można organizować polowań zbiorowych. Niszczenie urządzeń łowieckich to nie tylko szkodzenie myśliwym. Odbija się to też na rolnikach, którzy borykają się ze szkodami wyrządzanymi przez zwierzynę, i stosunkach między społeczeństwem a myśliwymi – przekonuje Robert Pabian.
(e.Ż)