Co powiedział Leonard Malcharczyk?
Leonard Malcharczyk jest radnym powiatowym od trzech kadencji. W radzie pełni obecnie funkcję przewodniczącego komisji rozwoju i promocji. Zawodowo związany jest z Konsulatem Niemiec w Opolu. Znany m.in. z lobbowania na rzecz dwujęzycznego gimnazjum w Raciborzu oraz licznych akcji z udziałem samorządów zza zachodniej granicy (pomagał np. przy pozyskiwaniu wozów strażackich dla OSP czy darów dla domów dziecka i DPS-ów).
Nie cichną echa komisji powiatowej z 21 marca, która odbyła się w pietrowickim centrum, a podczas której niespodziewanie zabrali głos przedstawiciele firmy Biopax. Skrytykowali oni pomysł budowy przydomowych oczyszczalni ścieków. Firmę zaprosił radny powiatowy Leonard Malcharczyk.
Pietrowice Wielkie. 23 marca na sesji rady gminy, przewodniczący rady Henryk Marcinek skrytykował za to działanie radnego Malcharczyka. Zaproszone firmy miały bowiem przedstawić swoje rozwiązania nie odnosząc się do innych. Zdaniem Henryka Marcinka, krytyka to przejaw działalności radnego Malcharczyka, który ma być „przywódcą buntu” wobec działań pietrowickiego samorządu. Przewodniczący dziwił się jednak dlaczego o swojej niechęci radny nie mówi oficjalnie, a przy okazji nie oprze się o konstruktywne argumenty. – My się wysilamy, wsłuchujemy we wszystkie rozwiązania, w plusy i minusy. Nie uciekamy od krytyki, ale w tym przypadku nie chodziło o dobro mieszkańców ale o to żeby wywołać kłótnię. Ciekawe czy pan Malcharczyk ma, poza krytyką, propozycję innego rozwiązania problemu oczyszczalni, czy ma pomysł jak go sfinansować i wie ile ludzie będą później płacić – zastanawiał się szef rady gminy.
Jedynie radny Zdzisław Kozub nie widział w sytuacji z 21 marca nic dziwnego.
Nieobecny na sesji, aktywny na zebraniu
Ostatnia sesja była już drugą, na której nie był obecny radny Malcharczyk. Zwyczajem jest, że zdaje on wtedy sprawozdanie z działalności w radzie powiatu. Radny był jednak obecny 20 marca na zebraniu wiejskim w Pietrowicach Wielkich, gdzie przez pół godziny zamiast informować o swojej działalności radnego, miał wygłaszać płomienną mowę na temat radnych z gminy. Słowa radnego przytoczył Henryk Marcinek.
Leonard Malcharczyk mówił, że nie życzy sobie aby Henryk Marcinek nazywał jego rodziców „wirusem” (w odniesieniu do niemieckiego pochodzenia). – Jako, że nie miałem możliwości odpowiedzieć wtedy, teraz oświadczam, że rodziców pana Malcharczyka nie widziałem od wielu lat i nigdy ich nie oceniałem ani na ich temat nie mówiłem. To dziwne tłumaczyć się z całkowicie zmyślonych zarzutów. Pan Malcharczyk skłamał i zastanawiam się jaki miał w tym cel – powiedział Henryk Marcinek.
Weihnachtsmarkt czy Jarmark Bożonarodzeniowy?
Zastępca przewodniczącego rady, Piotr Bajak to kolejna osoba, o której wspominał na zebraniu radny Malcharczyk. Nawiązał do swojego pomysłu z grudnia, kiedy domagał się aby Jarmark Bożonarodzeniowy nazywać po niemiecku Weihnachtsmarkt. Wtedy, na sesji, Piotr Bajak stwierdził, że sam również ma niemieckie korzenie. Jednak to, że wszyscy mieszkają w Polsce zobowiązuje do używania, przede wszystkim, języka polskiego.
W odniesieniu do powyższego radny Malcharczyk miał zarzucić radnemu Bajakowi, że zabrania używania języka niemieckiego na terenie gminy. – Ja stwierdziłem jedynie, że urząd musi posługiwać się językiem urzędowym, czyli polskim. To nie wyklucza, że imprezy mogą być nazywane w kilku językach – wyjaśnił przewodniczący Bajak. – Gra na takich emocjach jest bardzo niesmaczna – dodał.
Piotr Bajak przypomniał jak Leonard Malcharczyk na zebraniu wiejskim miał ocenić również innych radnych, którzy według niego nie powinni mieć prawa decydować o losach gminy, gdyż nie posiadają niemieckiego pochodzenia. Sugerował nawet aby niektórych wygonić.
Co na to Leonard Malcharczyk?
Odcinam się kategorycznie od próby manipulowania moją osobą i wykorzystywania dla partykularnych interesów jednostek, którym zależy na oczernianiu mojej osoby. Na sesji rady popełniono wielki nietakt mówiąc o mnie, beze mnie. Istnieją bardzo wiarygodni i przez społeczeństwo szanowani świadkowie reprezentujący sfery życia społecznego i politycznego naszego powiatu i naszej gminy, którzy byli świadkami wypowiedzi przewodniczącego Rady Gminy Pietrowice Wielkie dotyczących mojej osoby (wirus LM) oraz słów skierowanych pod adresem moich rodziców.
Odnośnie nazewnictwa jarmarku chciałbym, aby kontynuowano tradycję trzech kultur, do których nawiązuje herb Pietrowic, polską, czeską i niemiecką i nazywać imprezy, mające związek z przeszłością gminy, w tych trzech językach. Do takiego rozwiązania przekonywałem wielokrotnie na sesjach rady gminy. Jestem dumny z bogatej wielokulturowej przeszłości naszej gminy.
Sformułowanie, które na sesji rady gminy przytoczył pan wiceprzewodniczący, które niby padły z moich ust na zebraniu sołeckim (cytat z nagrania sesji rady: „nie mają prawa decydować, bo nie mają korzeni, czerwonego paszportu”) są nieprawdą!, nigdy one z moich ust nie padły. Proponuję, by wykorzystując listę obecności z zebrania sołeckiego zapytać jego uczestników. Wierzę, że potwierdzą, że słowa takie z ust moich nigdy nie padły. Jestem zwolennikiem tego, co przed laty było hasłem działań w tej gminie – szeroka baza społeczna, wciąganie we współdecydowanie możliwie szerokiego gremium ludzi o różnych poglądach i przekonaniach.
Zapewne odniosę się do całego spektrum pomówień, które padły na sesji rady gminy Pietrowice Wielkie, ale na pewno nie na sesji, gdyż sesja ma być miejscem twórczego dyskutowania o najistotniejszych problemach mieszkańców gminy, a nie polem do politykierstwa. Odwołuję się do wszystkich, którym społeczeństwo gminy Pietrowice Wielkie powierzyło mandat zaufania by działali dla jej dobra, mając na uwadze dobro każdego jednego jej mieszkańca, szanując równocześnie odmienność poglądów tych mieszkańców.
Marcin Wojnarowski