Na nasyconym rynku można błyszczeć
Co słychać w branży muzyki biesiadnej? – spytaliśmy eksperta.
Piotr Scholz z Nędzy jest najbardziej znanym prezenterem muzyki biesiadnej w regionie. Zaczynał lansować śląskie szlagry kiedy na rynku dostępna była jedna płyta kompaktowa z taką muzyką. Zaczynał promować Biesiadę Śląską w nieistniejącym już radiu Fan z Knurowa. Gdy pod koniec lat 90-tych podjął pracę w Raciborzu, w Vanessie nie chciano słyszeć o prezentowaniu takich piosenek. Postawił nań wówczas nowy właściciel Radosław Łazarczyk i niedzielne pasmo ze śląskimi klimatami jest cenną marką rozgłośni już 13 rok. Fani dzwonią do audycji nawet z Chicago!
– Co zapamiętał Pan z początków lansowania szlagrów na Raciborszczyźnie?
– Na przykład opinię słuchacza, że bardzo się cieszy, że jest ten program. Pytam dlaczego? A on mówi, że nareszcie wie o czym oni tam śpiewają. Wzięło się to stąd, że dużo piosenek, zwłaszcza na początku, to były niemieckie utwory, do których napisano polski tekst. Od paru lat jest inaczej, m.in. z powodu ściślejszego przestrzegania praw autorskich. Ale do dziś kiedy wyjeżdżam do Niemiec, to bez problemu kojarzę tamtejsze hity z naszymi przebojami. Tego jest naprawdę bardzo dużo.
– Przez ponad dekadę muzyka biesiadna musiała się chyba trochę zmienić?
– To co teraz powstaje w tym gatunku, to już nie to samo co wcześniej. Mam wrażenie, że niektórym wykonawcom coraz trudniej wymyślić coś ciekawego. Ten najlepszy okres chyba już minął. Chciałbym, żeby dobre jeszcze wróciło, ale nie wiem czy nastąpi to prędko.
– Co sprawia, że widzi Pan tę przyszłość w ciemnych barwach?
– Póki były trzy stacje radiowe, które grały śląską muzykę było naprawdę dobrze. Teraz doszły inne rozgłośnie, lokale puszczają na okrągło szlagry, codziennie pokazuje je telewizja. Najwięcej szkody wyrządzają jednak radia internetowe. Wystarczy, że ktoś ma komputer z programem, słuchawki i zestaw plików z piosenkami i już ma śląskie radio. Zatrzęsienie się z tym zrobiło. Co za dużo to niezdrowo. Obserwuję medialny przesyt muzyki biesiadnej. Poza tym nie podoba mi się, że do worka „Śląska muzyka” wrzuca się wszystko, łącznie z disco polo. Hajmaty, biesiada, śląsczyzna, jak by tego nie nazywać to jest to odrębny gatunek i nie da się go połączyć z innymi.
– Może jest jednak coś optymistycznego w tej branży?
– Ludzie zaczęli się bardziej starać. Pamiętam czasy kiedy piosenki nie nadawały się do emisji pod względem jakościowym. Nagrywano je jakimiś domowymi sposobami. Dziś każdy szanujący się zespół wchodzi do profesjonalnego studia nagraniowego. Stawiają na jakość, bo wiedzą, że przy takiej masowej konkurencji wydanie płyty z technicznymi błędami to problem, bo ona się nie sprzeda.
– Kto aktualnie nadaje ton scenie biesiadnej?
– Nie tylko na mnie ogromne wrażenie od paru miesięcy robi Teresa Werner. Wypłynęła niedawno i radzi sobie świetnie. Jeszcze nie ma płyty, tylko maxi–singiel. Rozchodzi się na festynach w zawrotnym tempie. To fenomen, że w tak zapełnionym rynku, ktoś potrafi tak zabłysnąć. Życzę jej by utrzymała ten wysoki poziom. Co ważne, ona nie próbuje „godać”, jest sobą, śpiewa po polsku, a zachowuje klimat hajmatów.
– Czy Raciborszczyzna ma aktualnie wśród wykonawców szlagrów swego reprezentanta?
– Pojawił się na przykład Rafał Lincner z Nędzy. Nagrał tylko jedną piosenkę a zaszedł z nią na szczyty list śląskich przebojów. Ludzie reagują na niego zachwytem. Śpiewa zawodowo ale tu się nie dziwię, bo pomagał mu Piotr Feszter, profesjonalista.
Co pani myśli o szlagrach śląskich i muzyce biesiadnej?
Mówi prof. Dorota Simonides, specjalizująca się w regionaliźmie. 11 maja gościła w raciborskiej Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej.
– Nie nazwałabym ją śląską muzyką biesiadną, choć wiem, że tak właśnie jest określana. Szlagry wchodzą w kulturę, podobnie jak disco polo. Głównie są to przeróbki niemieckich utworów, nawet zespoły przyjmują nazwy podobne do zagranicznych. Lubimy śpiewać takie piosenki, czy to w kuchni czy przy goleniu. Następuje wchłanianie takiej muzyki, którą nie nazwałabym ani wysoką ani ludową. To jest taka muzyka codzienności. Jeśli lubi się ją słuchać, to choćby folkloryści i regionaliści bronili przed nią, to się nie uda, bo jest to spontaniczne. Nie wolno przecież zabraniać ludziom rozrywki. Ponadto należy uszanować gusta ludności.
Co mówi ulica? Przechodniów spytaliśmy czy słuchają muzyki biesiadnej, szlagrów i co sądzą o tym gatunku muzycznym
- Jadzia, raciborzanka: Ogólnie nie słucham, ale parę razy miałam okazję bawić się przy takiej muzyce. To interesujący gatunek, ale osobiście wolę muzykę tzw. młodzieżową. Zespołów nie kojarzę, ale na przykład piosenkę „Wodzionka” znam. Szlagry oddają specyfikę i kulturę danego regionu.
- Marzena, raciborzanka: Nie, nie słucham takiej muzyki i nie znam jej wykonawców, ale nie uważam, że to zły czy słaby rodzaj muzyki. Jestem młodą mamą i skupiam się na muzyce dla dzieci. Kiedy idzie się na festyn, imprezę w plenerze to właśnie taki koncert sprawdza się najlepiej.
- Klara Górka, raciborzanka: Znam i słucham. Nie powiem żebym przepadała ale od czasu do czasu posłucham i pośpiewam chętnie. To muzyka, która najlepiej wypada w plenerze, przy niej się dobrze bawi i odpoczywa. W domu to już nie za bardzo. Takich imprez jest w Raciborzu za mało. Przydałby się majówkowy piknik z biesiadną muzyką.
- Urszula z Raszczyc: Jest wesoła, dobrze się ją słucha do ucha. W telewizji oglądam teledyski szlagrów, a w radiu słucham kiedy jestem na ogródku. A najlepiej taką muzykę słuchać i bawić się przy niej na piknikach. Racibórz ma za mało takich imprez, jak na miasto przydałoby się takich więcej.
- Gabriela z Zagłębia Ruhry: Z babciami się takiej muzyki słuchało, dla nas to już za stara muzyka. Ci starsi jej słuchają. Potańczyć przy niej, pobawić się jest przyjemnie. Do zabawy najlepiej służy. Tam jest wielu dorosłych ale np. nasz syn, 26-letni tego nie posłucha.
- Kazimierz Janik z Raciborza: Pochodzę z gór i lubię taką muzykę. Jestem fanem Golców, podobają mi się śląskie kabarety. Biesiadna muzyka najlepiej brzmi przy piwku, na powietrzu. Kiedyś w mieście było więcej imprez w plenerze, takich dla starszego pokolenia, te co są teraz to dla młodzieży tylko. Brakuje mi takich.
- Hanna Rostek: Nie mam za wiele wiedzy na ten temat, na pewno starsze pokolenie się tym fascynuje, ja uczę się w liceum i mam inne gusta muzyczne. W Raciborzu dominują osoby starsze i dla nich przydałaby się impreza z muzyką biesiadną. To byłaby świetna zabawa dla nich.
- Lidia Wirska: Kojarzy mi się z folklorem, strojem ludowym. To regionalne, Kaszubi mają swoją, Ślązacy też, co kto lubi. Czasem można tego posłuchać. Odpoczynek przy muzyce? Raczej klasyczne nuty mnie relaksują, a do zabawy wolę pop. Biesiadna muzyka do kiełbaski z rożna się nadaje.
- Mieczysław, raciborzanin: Kojarzę i myślę, że to dość rozwojowe i przydatne. Można śpiewać i dobrze się bawić. Słucham z przyjemnością. Z wykonawców mogę wymienić Duet Caro, podoba mi się. W Raciborzu nam tego brakuje, chętnie pobawiłbym się na takiej imprezie.