Koło i kwadrat początkiem artystycznej kariery
Pomimo, że otacza go cisza, wypowiada się doskonale poprzez swoją sztukę, a jego obrazy nie raz przemówiły dobitniej niż słowa. O swoich pasjach, marzeniach i zamierzeniach mówi niesłyszący artysta plastyk Michał Justycki.
– Czy osobie niesłyszącej łatwo odnaleźć się w życiu, zrobić karierę?
– Nie jest to takie proste. Nie słysząc bardzo trudno robić karierę. Należy przygotować się do ciężkiej walki, rozbudzić ambicje, trzeba bardzo chcieć pracować.
– Jak rozpoczęła się pana droga do artystycznego sukcesu?
– Od malowania figur geometrycznych. Gdy miałem sześć lat, babcia przyglądała się mojemu rysowaniu. Podpowiadała: „weź ołówek, narysuj koło, narysuj kwadrat”. Stale to powtarzała, więc próbowałem. Dzięki babci, która namawiała mnie do rysowania tych kół i kwadratów, później ćwiczyłem coraz więcej. Rozwijałem te rysunki. Gdy pytałem babcię skąd mam talent do rysowania, odpowiadała: „Ja Ciebie nauczyłam, ja obudziłam w Tobie zainteresowania do malowania”. Następnie studiowałem w Instytucie Dekoracji Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, na kierunku tekstylnym. Obecnie jestem artystą o specjalności tekstylnej. Uwielbiam dekoracje i ornamenty.
– Pochodzi pan więc z Sankt–Petersburga?
– Tak, tam się urodziłem. Jestem z tego dumny, bo Petersburg to miasto znane na całym świecie. Moja matka i dziadkowie z jej strony pochodzą z Tibilisi w Gruzji, a dziadkowie ze strony ojca i on sam wywodzą się z Lucka położonego nieopodal Lwowa.
– Jak znalazł się pan w Polsce?
– To długa historia, o której nie chciałbym szczegółowo mówić. Na stałe do Polski przyjechałem po studiach, już po uzyskaniu dyplomu.
– Skąd zna pan tak dobrze język polski?
– Nauczyłem się sam, znam też trochę włoski, po prostu dużo czytam.
– A sztuka, co w niej jest dla pana najważniejsze?
– Moją pasją są oczywiście dekoracje oraz grafika piórkiem. Interesuje mnie malarstwo olejne, akty, litografia, rzeźba w glinie.
– Gdzie wystawiał pan swoje prace?
– W całej Polsce, m.in. w Krakowie, Sanoku, Rzeszowie, Przemyślu, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, ale również za granicą we Lwowie, Moskwie oraz w Niemczech i we Włoszech. Grafiki piórkiem tak spodobały się Niemcom, że nie zdołałem żadnej z 10 pokazanych tam prac przywieźć z powrotem do Polski.
– Czy ma pan obrazy, z którymi się pan nie rozstaje?
– Tylko jeden. To mój pierwszy obraz z Petersburga, który namalowałem na studiach. Akwarela ta przedstawia martwą naturę.
– Dużo pan maluje?
– Tak, nie potrafię zostawić pędzla w spokoju.
– Bywa pan też na plenerach malarskich?
– Do tej pory uczestniczyłem wyłącznie w plenerach z udziałem osób niesłyszących, byłem często ich komisarzem. Gdy jeszcze szefowałem raciborskiemu kołu Polskiego Związku Głuchych zorganizowaliśmy w Raciborzu dwa ogólnopolskie plenery dla osób niesłyszących wraz z wystawami. Ostatni był dwa lata temu.
– Jest Pan członkiem stowarzyszenia „Leonardo da Vinci” w Rzymie.
– W Polsce nie ma stowarzyszenia o charakterze plastyczno-malarskim dla osób niesłyszących. Marzę, aby również w naszym kraju powstało coś na wzór włoskiej organizacji. Zaczątkiem mogłaby być stworzona przeze mnie grupa „Tworzę więc jestem”. Chciałbym ją przeobrazić w stowarzyszenie dla osób niesłyszących, które skupiałoby nie tylko osoby słabosłyszące lub głuche, ale również osoby słyszące, które są zainteresowane i rozumieją osoby niesłyszące.
– Czy pana marzenie doczeka się urzeczywistnienia?
– Jeszcze nie wiem kiedy to się stanie, ale chciałbym, aby stowarzyszenie działało na zasadzie fundacji, w której będzie miejsce na malarstwo, teatr oraz wszystkie inne formy twórczej wypowiedzi osób związanych ze sztuką.
– Prowadził pan zajęcia plastyczne w Raciborskim Centrum Kultury?
– Nie prowadzę już zajęć, ponieważ kolidowały z moimi studiami. Zajęcia odbywały się w godzinach popołudniowych, nie udało się więc pogodzić pracy z nauką. Obecnie w RCK przygotowuję wystawy, banery, słowem oprawę ekspozycji.
– Aktualnie studiuje pan w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Katowicach?
– Na poszerzanie wiedzy nigdy nie jest za późno. Moje marzenia, a przede wszystkim plany związane są z nauką i uczelnią. Jak skończę studia w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, to zamierzam dalej studiować w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Chcę zrobić tam doktorat, aby później nie żałować, że przegapiłem swoją życiową szansę. Zamierzam też zabiegać o tytuł profesora. Zawsze należy próbować i podejmować wyzwania. Nie zawsze udaje się urzeczywistnić swoje marzenia, ale uważam że czasem pomagają one w życiu, np. długo marzyłem żebyś studiować na krakowskiej ASP, a trafiłem do Katowic. Absolutnie tego nie żałuję. Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach jest bardzo dobrą szkołą, znaną w całej Europie, w szczególności z grafiki.
– Nad czym pracuje pan obecnie?
– Malarstwo to pasja, ale i jednocześnie poważna praca, grafika zaś należy do moich przyjemności. Planowałem więc studiować grafikę, jednak ostatecznie wybrałem malarstwo. Obecnie moje prace związane są ze studiami, maluję głównie portrety i buty w różnych artystycznych odsłonach. Zaprezentuję je prawdopodobnie w czerwcu, w katowickim Spodku na wystawie organizowanej z myślą o studentach. W Częstochowie natomiast pod koniec kwietnia odbyła się wystawa moich prac fotograficznych.
– Co pan fotografuje?
– Miejsca, przedmioty w swym naturalnym otoczeniu. Lubię uchwycić coś ciekawego, niezwykłego np. sfotografować brudny kosz na śmieci, pokazując przewrotnie jego piękno. Fotografia powoli mnie wciąga, może stanie się kiedyś również moją pasją.
– Czy znajduje pan jeszcze czas na inne zainteresowania?
– Chętnie sięgam po literaturę. Dużo czytam o sztuce, malarstwie, ale także o historii, np. Watykanu, komunizmu, Polski. Interesują mnie szczególnie ludzie o skomplikowanych osobowościach, którzy mieli wpływ na naszą historię.
– Czy wybór Katowic, a następnie Krakowa oznacza całkowite rozstanie z Raciborzem?
– Nie zamierzam zapomnieć o Raciborzu, tutaj wchodziłem w mojego dorosłe życia, tutaj rozpocząłem swą pierwszą pracę, tutaj poznałem ludzi, z którymi łączy mnie przyjaźń. Może po ukończeniu studiów znów uda mi się zorganizować tu wystawy.
Dziękuję za pomoc pani Irenie Białuskiej
Ewa Osiecka