Rzeźby w drzewach cięte
MARKOWICE. Przed domem Edyty Kalyciok z Markowic stoi kilka zielonych stworów. Krokodyl, miś, słoń czy szuwarek to rzeźby z roślin, które własnoręcznie wycięła pani Edyta.
– Wszystko zaczęło się od tego, że kiedyś przycinałam jedno z drzewek. Chciałam przyciąć je nieco inaczej, w spiralę. Sąsiad gdy zobaczył efekt powiedział, że tak to każdy potrafi wyciąć, a sztuka to uformować z drzewka jakiś oryginalny kształt – wspomina Edyta Kalyciok. – Po tym wszystkim się wkurzyłam i pomyślałam „ty mądralo, ja ci pokażę” – dodaje. Zaraz po tej sytuacji mieszkanka Markowic wzięła nożyce do cięcia kurczaków i wycięła pierwszego stwora. Był to niedźwiadek. Ta zielona postać zdobi ogródek już 16 lat.
Do powiększenia liczby zielonych rzeźb skłonił panią Edytę konkurs Castoramy na podobne wycinki. Przygotowała kolejne postacie, aby pochwalić się nimi w następnym sezonie. Niestety, rok później konkursu już nie kontynuowano i szansa na wygraną przepadła. Zielone towarzystwo zostało i zdobi jej ogródek do dziś.
Od tamtego czasu sąsiedzi przyzwyczaili się do tych niecodziennych widoków. – Niektórzy nawet prosili abym im też coś wycięła, ale nie chciałam się zgodzić. O takie drzewka trzeba dbać. Tylko w tym roku musiałam je już pięć razy przycinać. A jedno drzewko przycina się nawet dwa dni! – wyjaśnia artystka. Edyta Kalyciok nie odmawia natomiast wszystkim, którzy chcą zrobić zdjęcie jej ogrodowym figurom. – Przechodnie często fotografują te rzeźby, zdarza się, że niektórzy specjalnie tu przyjeżdżają aby je pooglądać. Dzieci się cieszą i piszczą – uśmiecha się.
Tuje są zielone cały rok
Drzewka, w których wycięto fantastyczne kształty to tuje. Podobnie można pracować z cyprysami. Tuje przez cały rok zachowują zieleń. – Najtrudniejsze jest pierwsze przycięcie. Trzeba to robić bardzo starannie, gdyż dokładnie wszystkiego nie widać. Dopiero po dwóch, trzech latach efekt jest zadowalający i widać wszystkie kształty. Późniejsza przycinka to również pracochłonna praca. Jedno złe cięcie i można wszystko popsuć – przestrzega markowiczanka.
Drzewko, którego się nie przycina na bieżąco, z czasem wróci do swojego naturalnego kształtu i po wyciętych kształtach nic nie pozostanie.
Pani Edyta cały czas używa do formowania tui nożyc do kurczaka. W jej ogródku rośnie jeszcze jedno drzewko, które się lekko przechyla, co porusza fantazję ogrodniczki. – Być może wytnę z niego kaczkę – zastanawia się.
Bez szkoły plastycznej
Zielone rzeźby robią wrażenie, lecz to nie jedyna dziedzina, w której spełnia się pani Edyta. – Ze wszystkiego można coś zrobić, wystarczy tylko chcieć – zaznacza i podkreśla, że nie kończyła żadnej szkoły plastycznej.
Kiedyś spróbowała zrobić własny tort pokryty masą marcepanową. Wkrótce następny i kolejny. Dziś znajome dzieci składają zamówienia na taki tort z rocznym wyprzedzeniem. – To torty z prawdziwej masy marcepanowej. Wszystko co na nich jest nadaje się do zjedzenia. Kiedy zrobiłam trzypiętrowy tort weselny dla mojej córki, można było zjeść nawet małe gołąbki zdobiące wypiek – podkreśla artystka. Tort, który upiekła dla miejscowych piłkarzy, był w kształcie boiska. Na nim piłkarze rozgrywający mecz. Dwóch medyków z noszami biegnie po faulowanego piłkarza, sędzia trzyma w ręku gwizdek. Nikt nie mógł uwierzyć, że nawet bramki były do zjedzenia. Były wycięte z wafla.
Kiedy córka pani Edyty szła do ołtarza marzyła o diademie. Matka panny młodej szybko znalazła na to sposób. Z domowej biżuterii wybrała najciekawsze elementy, starannie połączyła je drucikiem i na ślubnym kobiercu diadem był już gotowy.
Innym hobby markowiczanki są stroiki. Kwiaty do nich tworzy np. z liści klonu lub papieru. Pąki są wykonane tak starannie, że trudno odgadnąć, że to sztuczny kwiat.
Wszystko powstaje w głowie
– Wszystko co robię, tworzę głównie dla siebie. Czasem mnie ktoś o coś poprosi. Teraz mam na przykład zamówienie na tort w kształcie trampoliny – mówi Edyta Kalyciok. – Zawsze zanim się zacznie coś robić trzeba pomyśleć. Wszystko musi powstać najpierw w głowie – kończy artystka z Markowic, która spełnia się również kiedy pomaga mężowi w hodowli gołębi.
(woj)