Zawsze lubiłem czuć dreszczyk emocji
Ikony raciborskiego sportu: Jacek ostrowski.
Szesnaście lat swojego życia poświęcił wojsku. To właśnie tam zakochał się we wschodnich sztukach walki, które trenuje i naucza do dnia dzisiejszego. – Skąd taka pasja? Być może w poprzednim wcieleniu, byłem Japończykiem, który zajmował się właśnie sztukami walki? – żartuje Jacek Ostrowski.
Talentami, które posiada Ostrowski można by było obdzielić kilka osób. Jest nurkiem z licznymi uprawnieniami oraz mistrzem i instruktorem wschodnich sztuk walki. Bierze także udział w akcjach charytatywnych oraz koordynuje sportowe przedsięwzięcia. Zorganizowana przez niego w ubiegłym roku Budo Gala okazała się wielkim sukcesem. Jak sam mówi, nie spoczął na laurach i pracuje nad tym, aby przyszła edycja tej imprezy była jeszcze bardziej atrakcyjna.
Niestrudzony mistrz
Jacek Ostrowski urodził się 8 września 1972 roku w Krotoszynie w województwie wielkopolskim. Po sześciu latach wspólnie z mamą przeniósł się do powiatu wodzisławskiego, po czym zamieszkał w Rybniku. Pierwszy kontakt z profesjonalnym sportem miał jednak w Raciborzu, w którym zamieszkał w wieku dwunastu lat. – To właśnie wtedy zapisałem się na zapasy do raciborskiej Unii. W pamięci utkwił mi jeden z pierwszych treningów, gdy w kącie zauważyłem manekina i chciałem na nim ćwiczyć. Przy przenoszeniu jednak źle go złapałem i ten „potwór” przewrócił się na mnie – opowiada z uśmiechem sensei Ostrowski. Pan Jacek z każdą sekcją, w której trenował kojarzy jakiegoś kolegę. – Jeżeli chodzi o zapasy jest to Dariusz Świerczewski, z którym chodziłem do szkoły i to właśnie on namówił mnie abym zajął się tą dyscypliną. Po roku jednak zdecydowałem się porzucić zapasy na rzecz karate kyokushin, na które z kolei ściągnęli mnie: Mirek Wróblewski i Janek Dutkiewicz. Na pierwszym treningu karate poznałem także Grzegorza Wachowskiego, który miał wówczas brązowy pas i pamiętam, że już wtedy wszyscy czuliśmy do niego ogromny szacunek – tłumaczy. W tym samym czasie młody Jacek był uczniem Szkoły Podstawowej nr 15 w Raciborzu, po zakończeniu której uczył się zawodu w szkole Rafako. Po ukończeniu tej placówki, nie widząc możliwości dalszego rozwoju w Raciborzu, postanowił zostać zawodowym żołnierzem. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ w Gdyni osiemnastolatek nie tylko zafascynował się nurkowaniem, ale także zakochał się w sztukach walki. – Po przeprowadzce na pomorze chciałem nadal trenować karate, ale do najbliższej sekcji miałem 15 kilometrów, a nie posiadałem wówczas jeszcze samochodu. Na szczęście w jednostce wojskowej pojawiła się możliwość ćwiczenia aikido judo i jiu jitsu. Gdy po raz pierwszy wszedłem na trening, w sali mającej 400 metrów kwadratowych znajdowało się kilkaset osób. To właśnie w takich warunkach przyszło nam ćwiczyć. Muszę jednak przyznać, że gdy z perspektywy minionych lat przypominam sobie techniki jakie wtedy poznawaliśmy, to stwierdzam, że tamte treningi miały o wiele słabszy poziom niż te, które przeżyłem w późniejszym czasie. Nigdy na przykład nie zapomnę seminarium z shihanem Fumio Toyoda w roku 1996. To było kilka dni katorżniczych treningów aikido, jakiego nigdy wcześniej nie poznałem. Wtedy właśnie zdecydowałem, że od tej pory będę ćwiczyć taką odmianę tej sztuki walki. Chyba mi się to udaje, ponieważ dziś wielu z moich kolegów mówi mi: Jacek, ty nie trenujesz aikido, ale aikido aikikai. Nigdy także nie zapomnę słów jakie powtarzał shihan Toyoda, że wszyscy, którzy ćwiczą sztuki walki mają swoje aikido, ponieważ aikido to tak naprawdę jest nasze subiektywne podejście do danego tematu. Jeżeli będziemy chcieli aby na przykład karate było twarde to takie ono będzie, natomiast jeżeli zdecydujemy się na miękkie karate, to je osiągniemy – mówi Ostrowski. –Takie wsłuchiwanie się w słowa mistrzów i rozumienie ich znaczenia bardzo zmienia sposób postrzegania przez nas różnych rzeczy. Ja stykałem się z wieloma nauczycielami i każdy z nich dołożył cegiełkę do mojego życia. Pierwszym z nich był sensei Mariusz Siejka, u którego trenowałem aikido. Moim mentorem jeżeli chodzi o jiu jitsu jest natomiast sensei Dariusz Otocki z Łodzi. Wielkim zaszczytem było dla mnie szkolić swoje umiejętności w judo pod okiem sensei Ryszarda Zieniawy. Wie pan, w sporcie nauczycieli nazywa się trenerami, ale ja nigdy nie odważyłbym się nazwać sensei Zienawy trenerem. Dla mnie jest mistrzem nad mistrzami – podkreśla raciborzanin. Wielką chwilą w życiu sensei Jacka była podróż do Japonii w roku 2011. – Miałem zaszczyt uczestniczyć w treningach soko Antonio Garcii w Hombu Dojo. Takie doświadczenie bardzo mnie ukształtowało i można powiedzieć, że od tej chwili postanowiłem odejść od ćwiczenia brutalnych rozwiązań i poświęcić się tradycyjnym sztukom walki – zdradza sensei.
Lata w mundurze
– Do wojska wstąpiłem mając 18 lat. Myślę, że na moją decyzję wpływ miało to, że od najmłodszych lat szukałem życiowego zabezpieczenia. Wychowywała mnie wyłącznie mama, dlatego na życie i świat który mnie otaczał, patrzyłem inaczej niż moi rówieśnicy. Nie poszedłem do wojska aby imprezować czy się dobrze bawić, tylko żeby zdobyć przydatną w życiu wiedzę. Z perspektywy czasu widzę, że była to trafiona decyzja – przyznaje po latach Jacek Ostrowski. Służbę w Marynarce Wojennej w Gdyni rozpoczął w 1991 roku. Został nurkiem głębokowodnym, ponieważ lubił robić rzeczy ekstremalne oraz czuć adrenalinę i dreszczyk emocji. Jeszcze jednym z powodów, dla których zajął się właśnie nurkowaniem była... fobia. – Od dziecka uwielbiałem pływać, jednak nigdy nie lubiłem robić tego z kimś. Miałem taką fobię, że gdy ktoś w wodzie łapał mnie np. za nogę, momentalnie drętwiałem. Gdy zaproponowano mi wstąpienie do wojska, pomyślałem, że dzięki szkoleniu w oddziale nurków mogę się tego lęku pozbyć. Początki były trudne, jednak terapia poskutkowała – uśmiecha się instruktor. Ostrowski z czynną służbą wojskową rozstał się mając 34 lata, jednak jak sam przyznaje, nigdy nie żałował tego, że w tak młodym wieku przeniósł się na emeryturę. – Lata spędzone w Gdyni były jednymi z najpiękniejszych w moim życiu. Jestem dumny z tego, że w tym czasie ukończyłem kilka międzynarodowych kursów z nurkowania. Cieszę się także, że w jednostce poznałem wielu wspaniałych ludzi, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. Pod koniec mojej służby zaproponowano mi nawet pracę w najbardziej elitarnej polskiej jednostce wojsk specjalnych, jednak odmówiłem, ponieważ wiązałoby się to z zamknięciem mojej szkoły sztuk walki i „oderwaniem” się od ówczesnego życia – mówi pan Jacek i wspomina: Z czasów mojej służby pamiętam jedno z zadań, którego się podjąłem. Testowaliśmy aparat tlenowy i próbowaliśmy go przebić, ale to się nie udawało. Wtedy ja podjąłem się wypróbowania tego sprzętu i na głębokości trzech metrów, w ciągu 4 godzin i 10 minut przepłynąłem ponad 76 kilometrów. Oczywiście przez cały czas byłem podłączony do tlenu, jednak z basenu musieli wynieść mnie koledzy, ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Pamiętam że to był piątek i gdy obudziłem się później w internacie zaproponowałem kolegom, że może wyskoczymy, jak co weekend, gdzieś na miasto. Oni dopiero wtedy uświadomili mi, że jest niedziela, a ja przespałem prawie dwie doby. Takie to było zmęczenie – mówi Ostrowski, który wojskowe historie może opowiadać bez końca. – Przypominam sobie, że kiedyś zostałem wezwany do jednostki i dopiero na miejscu dowiedziałem się, że zapomniano poinformować mnie o tym, abym zabrał ze sobą strój sportowy, ponieważ mam przystąpić do egzaminu sprawnościowego. W tamtych czasach młodzież nosiła długie włosy, obcisłe jeansy i kowbojki. Nie byłem wyjątkiem i właśnie w takim stroju przyszło mi zaliczyć wuef. Jak się okazało, sprawdzian zdałem i to w dodatku z wyróżnieniem – śmieje się i dodaje: Z nieodpowiednim strojem wiąże się jeszcze wspomnienie, gdy wspólnie z moimi żołnierzami musieliśmy wziąć udział w biegu ulicznym. Był upał. Wszyscy startujący ubrani oczywiście w krótkie spodenki, a my w mundury. Jakoś przeżyliśmy i w dodatku przekroczyliśmy linię mety biegnąc w czołówce.
Prawdziwy społecznik
Ostrowski ze sportami i sztukami walki związany jest od trzydziestu lat, z czego dwadzieścia poświęcił poznawaniu aikido. Przez ten czas brał udział w wielu seminariach, kursach i pokazach. Zawarł także ciekawe znajomości, które poskutkowały tym, że tak liczna reprezentacja mistrzów sztuk walki z całego świata zaszczyciła Racibórz swoją obecnością podczas ubiegłorocznej Budo Gali . – Można powiedzieć, że Festiwal Kultury Japońskiej, którego pierwsza edycja odbyła się w tamtym roku, jest moim najmłodszym „dzieckiem”. Myślę, że był on bardzo ciekawą atrakcją dla mieszkańców naszego miasta. Mogę obiecać, ze kolejna Budo Gala, która czeka nas w październiku 2013 roku dostarczy jeszcze więcej wrażeń niż poprzednia – mówi sensei. Oprócz przygotowań do festiwalu, Jacek Ostrowski – jako instruktor służb mundurowych – poświęca się także, prowadzeniu kursu samoobrony dla kobiet. W zdobywaniu kolejnych stopni w sztukach walki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W 2012 roku zdał egzamin na 4 dan aikido – najwyższy możliwy stopień w tej sztuce walki. – Kolejne otrzymuje się nie dzięki egzaminom lecz wyłącznie za zasługi. Nie chodzi mi jednak o zdobywanie kolejnych pasów, ale o trening sam w sobie i poznawanie swoich możliwości. Może to dziwnie zabrzmi, ale według mnie mistrzowskim pasem nie jest ten czarny, lecz biały, od którego rozpoczyna się cała przygoda ze sztuką walki. To właśnie posiadanie tej „bieli” wspominam najmilej, ponieważ wtedy adept ma czysty i chłonny wiedzy umysł – tłumaczy sensei, dla którego drugorzędną sprawą w trenowaniu jest nie tylko kolor pasa, ale także indywidualne sukcesy czy odznaczenia. – Nigdy nie brałem udziału w zawodach, ponieważ tego nie potrzebowałem. Kiedyś otrzymałem Srebrną Odznakę Propagowania i Rozwoju Judo w Polsce. Jestem z niej oczywiście bardzo dumny, ale nigdy o takie wyróżnienia się nie starałem. Robię po prostu to co kocham – wyznaje. W marcu tego roku Jacek Ostrowski razem ze swoimi uczniami obchodzić będzie pięciolecie Raciborskiego Klubu Aikido. – Muszę przyznać, że czas płynie bardzo szybko. Jeszcze niedawno szukałem sali do wynajęcia, aby rozpocząć w niej treningi, a dziś mamy już pięć lat działalności. Cieszę się, że przez ten czas gościliśmy wielu znakomitych mistrzów takich jak np. sensei Germanov, w którego stylem walki jestem po prostu zauroczony. Jestem także zadowolony z tego, że w tym roku poszerzyliśmy naszą ofertę o treningi iaido i jodo, które prowadzi sensei Adam Majchrzak – podkreśla Ostrowski, który swoją pasją do sztuk walki zaraził także syna i żonę. – Kamil ma 17 lat i rok temu zdobył czarny pas w aikido, natomiast żona dopiero rozpoczyna treningi. Można więc powiedzieć, że żyjemy jak prawdziwa japońska rodzina – kończy jedna z ikon raciborskiego sportu.
Wojciech Kowalczyk