Pryncypał polskich zapasów
IKONY RACIBORSKIEGO SPORTU: Grzegorz Pieronkiewicz.
Jako dzieciak, w hali GKS-u Katowice tocząc z bratem zacięte boje, nie śmiał nawet myśleć o tym, że zapasy staną się sensem jego życia. Dwie dekady później, w dyscyplinie tej wspiął się na najwyższy szczyt. Nie przestał jednak stawiać sobie nowych wyzwań. I pomyśleć, że nigdy nie osiągnąłby tak wiele, gdyby w młodości... nie zgubił kluczy do domu.
Gdy w ubiegłym roku media podały nazwiska kandydatów ubiegających się o fotel prezesa Polskiego Związku Zapaśniczego, to właśnie Grzegorz Pieronkiewicz momentalnie stał się żelaznym faworytem do objęcia tego stanowiska. Mimo mocnej konkurencji – wygrał. W historii krajowych zapasów, rozpoczął się więc nowy etap: okres rewolucji.
W panteonie sław
W świat zapasów trafił przez przypadek. – Pewnego dnia zgubiłem klucze do domu, przez co musiałem poprosić o pomoc brata, który był zapaśnikiem w GKS-ie Katowice. Poszedłem do niego na trening, aby pożyczyć klucze i traf chciał, że zobaczył mnie wtedy jego trener, Piotr Szczeponiok, który od razu zaprosił mnie na próbny trening – opowiada Grzegorz Pieronkiewicz. Przygodę z katowickim klubem rozpoczął w 1989 roku, jednak po kilku latach, dzięki Piotrowi Starzyńskiemu i Bogdanowi Merklowi trafił do Unii Racibórz. – Początek lat 90. był bardzo trudnym okresem dla polskiego sportu. Katowicki GKS stracił dofinansowanie z kopalń, przez co zaczął chylić się ku upadkowi. Gdy w 1992 roku klub się rozpadł, stanąłem przed dylematem: do jakiej drużyny się przenieść. Miałem propozycje ze Śląska Wrocław oraz Zagłębia Wałbrzych, jednak wybrałem znaną mi bardzo dobrze Unię Racibórz. Żal było odchodzić z GKS-u, ponieważ gdy zaczynałem przygodę z zapasami, miał on najlepszych zawodników w Polsce. Po roku dziewięćdziesiątym wszystko prysło – tłumaczy i dopowiada: Wielką sprawą dla mnie, były także występy w kadrze narodowej. Lata 90. to dla nas istne pasmo sukcesów, poczynając od drużynowego wicemistrzostwa świata, a kończąc na indywidualnych dokonaniach polskich zapaśników w Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie. Napawa mnie dumom fakt, że mogłem tworzyć kadrę wspólnie z takimi ikonami jak Rysiek Wolny, Józef Tracz czy Andrzej Wroński. Jak sam przyznaje, to właśnie ci – starsi od niego – zawodnicy, byli wzorami do naśladowania. – Jeżeli chodzi natomiast o pracę na rzecz raciborskich zapasów, to wielkim szacunkiem darzę do dnia dzisiejszego mojego poprzednika śp. Piotra Starzyńskiego oraz Henryka Dylonga – wyznaje Pieronkiewicz.
Przełamać kryzys
– Nigdy nie marzyłem o tym, aby zająć się prowadzeniem klubu. Nie myślałem nawet o tym w 2000 roku, gdy poszedłem w innym kierunku i założyłem działalność gospodarczą. Wszystko zmieniło się w chwili, gdy w młodym wieku zakończyłem zawodnicza karierę, a Unia Racibórz potrzebowała nowego szefa. Miejski Klub Zapaśniczy Unia przeżywał wówczas kryzys. Po pierwsze, wielu czołowych zawodników zakończyło swe kariery, a ich następców brakowało. Po drugie, sytuacja finansowa klubu była nieciekawa. Prowadzenie klubu w tamtych latach było prawdziwym wyzwaniem, ale dzięki współpracy w lokalnymi instytucjami, sponsorami oraz Miastem, udało się przetrwać ten ciężki okres – wspomina Pieronkiewicz. Działalność na rzecz lokalnych zapasów oraz udana organizacja wielu imprez sportowych, szybko została dostrzeżona w kraju. – Już w 2004 roku zostałem członkiem Zarządu Polskiego Związku Zapaśniczego, a cztery lata później wiceprezesem Związku – tłumaczy. Kolejnym krokiem, było więc objęcie sterów nad zapaśniczą centralą, którą Pieronkiewicz kierować mógł już od 2008 roku. – Mimo wielu propozycji dotyczących objęcia tej funkcji, nie zdecydowałem się na kandydowanie w wyborach. Najpierw chciałem uporządkować sprawy Unii Racibórz, a następnie zająć się krajowymi zapasami – tłumaczy Pieronkiewicz. Jak obiecał, tak zrobił. W ubiegłorocznych wyborach, mimo mocnej konkurencji, był głównym faworytem. Z tryumfu nad takimi ikonami polskich zapasów jak Andrzej Supron czy Leszek Ciota mógł cieszyć się już 10 listopada. – Kończąc w młodym wieku karierę zawodniczą nie myślałem, o tym, że w przyszłości mogę piastować takie stanowisko. Powoli dochodzi od mnie jednak, co się właśnie wydarzyło i na pewno zrobię wszystko aby wykorzystać dobrze swoją szansę – mówił w jednym z pierwszych wywiadów nowo wybrany prezes. – Na pewno początkowo łączenie funkcji szefa Unii, jak i prezesa Związku było bardzo trudne. Dziś jednak, za sprawą tego, że w raciborskim klubie ukształtowała się świetna kadra pracownicza, mogę pozwolić sobie, na skupienie większości uwagi na polskich zapasach. Cieszę się, że pracuję w obydwu miejscach, ponieważ uważam, że aby dobrze zarządzać krajowymi zapasami, należy znać lokalne problemy, a ja mam możliwość obserwowania ich z bliska – mówi zapaśnik i dodaje: Celem, jaki sobie stawiamy, tutaj na miejscu, jest to, aby umocnić pozycję zapasów w Raciborzu. Już dziś, oprócz macierzystego klubu na placu Jagiełły działają też dwie filie: przy ul. Żółkiewskiego oraz w Szkole Podstawowej nr 1 na Ostrogu. Chcemy zachęcić młodzież do uprawiania zapasów, a co za tym idzie wyszkolić przyszłych olimpijczyków. Myślę, że już dziś, wśród zawodników trenujących w Unii są następcy Ryszarda Wolnego. Ta myśl, daje nadzieję, że z igrzysk w Rio de Janeiro wrócimy z medalami.
Zapaśnicze zmagania w sumo
Sam Pieronkiewicz, mimo znaczących sukcesów, nigdy w igrzyskach olimpijskich nie wystartował. – Można powiedzieć, że o pół roku za wcześnie zakończyłem zawodniczą karierę. W 1999 roku byłem w szczytowej formie, jednak z powodu kłótni ze sztabem szkoleniowym kadry narodowej nie wystartowałem w poprzedzających igrzyska w Sydney, mistrzostwach Europy. Gdybym wtedy nie odszedł, zapewne pojechałbym do Australii i może nawet powalczył o medal. Start w igrzyskach mogłem zaliczyć jednak już wcześniej, ale do turnieju w Atlancie moja kategoria wagowa nie zdobyła kwalifikacji. A szkoda, ponieważ miesiąc wcześniej zdobyłem brąz w Memoriale Pytlasińskiego, prezentując świetną dyspozycję – mówi ze smutkiem pan Grzegorz. Mimo tego, że w igrzyskach nie wystartował, reprezentował nasz kraj na najważniejszych zagranicznych imprezach. – Już po trzech latach intensywnych treningów pojechałem na Mistrzostwa Świata Juniorów do Barcelony Podróż ta była dużym przeżyciem i motywowała do jeszcze cięższych treningów. Dzięki nim w 1994 r. wystartowałem w Mistrzostwach Świata Seniorów w Tampere – wspomina prezes. – Nie mogę jednak powiedzieć, że kończąc karierę czułem się spełniony, ponieważ do pełni szczęścia zabrakło mi medalu w mistrzostwach Europy, czy Świata. Sukcesy w mistrzostwach Polski oczywiście bardzo cieszą, ale ja byłem ambitny i chciałem czegoś więcej – dodaje. Niecodziennym doświadczeniem dla Grzegorza Pieronkiewicza były bez wątpienia mistrzostwa świata w sumo. – Trafiłem na nie po części nieświadomie, ponieważ myśląc, że lecimy na turniej zapaśniczy wsiadłem do samolotu. Dopiero tam dowiedziałem się, że czeka nas niespodzianka – zdradza prezes. Jak sam przyznaje, było to miłe wydarzenie, a walka w Tokio w prawdziwych dojo zrobiła na nim ogromne wrażenie. – Patrząc z perspektywy czasu na całą swoją karierę zapaśniczą, przyznaję, że zapaśniczych startów było czasami zbyt wiele. Na pewno nigdy nie zapomnę imprez dobywających się w Raciborzu. To właśnie tutaj, walczyło mi się zawsze najlepiej. Ta atmosfera oraz wypełniona po brzegi hala Rafako sprawiały, że człowiek się wzruszał – wspomina Pieronkiewicz.
Dzieli pasję z żoną
– Można powiedzieć, że całe moje życie naznaczone jest zapasami. Moja żona, Magda, na szczęście to rozumie i wspiera mnie – uśmiecha się pan Grzegorz, dla którego odskocznią od sportu jest z kolei dzielenie pasji żony – kynologii. – Mamy śliczną rottweilerkę, z którą bardzo często odwiedzamy psie wystawy w całej Polsce. – Czego można mi życzyć? Przede wszystkim zdrowia, a z zawodowych rzeczy to tego, aby zapasy w Polsce stały się bardziej popularne, a polscy zapaśnicy zdobywali medale na ME, MŚ, IO – dodaje jedna z ikon raciborskiego sportu.
Wojciech Kowalczyk