Co ty myślisz o mniejszościach? Co mniejszości myślą o tobie?
ŁUBOWICE, KRZANOWICE. Skąd się biorą mniejszości, jak traktuje się je w Europie i co można dla nich zrobić – wykład profesora Grzegorza Janusza.
17 kwietnia w łubowickim Centrum Kultury i krzanowickim Domu Kultury odbyły się otwarte spotkania z prof. Grzegorzem Januszem, ekspertem w dziedzinie zapisów Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych.
Organizatorem wydarzenia był Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej. Rafał Bartek z tego ramienia wyjaśnił, że przyczyną spotkań są wyniki spisu powszechnego. Zgodnie z jego wynikami miała wzrosnąć świadomość mieszkańców naszego regionu w sprawach mniejszościowych. Gminy Rudnik i Pietrowice Wielkie stały się wskutek tego kolejnymi, po Krzanowicach, gminami mniejszościowymi w naszym powiecie i województwie. – Profesor od wielu lat zajmuje się mniejszościami, nie tylko niemiecką. Ma porównanie z tym co się dzieje w tej kwestii w innych krajach – zapowiedział prelegenta Rafał Bartek.
Profesor Janusz jest współtwórcą Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych. Na początku swojego wykładu wyjaśnił skąd się biorą mniejszości. Tu podkreślił, że kontynent europejski jest stosunkowo mały i w jego historii często państwa przestawały istnieć. Wojny i zabory nie były jednak w stanie unicestwiać narodów, które funkcjonowały jako mniejszości w granicach innego państwa. Innym jej źródłem jest emigracja.
W 1817 r. na terenie Europy było 17 państw. W 2013 r. jest ich 49 i około 120 narodów i grup etnicznych. Na terenie kontynentu istnieje 300 grup mniejszościowych, liczących łącznie 100 mln ludzi.
Co można zrobić?
W większości krajów Europy funkcjonują rozwiązania, które mają na celu umożliwienie zachowania tożsamości danej mniejszości, na danym terenie. W części tych państw funkcjonują np. autonomie. Nam przychodzą na myśl dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości oraz ustanowienie języka mniejszości jako języka pomocniczego w urzędach. Wszystko w ramach konkretnej gminy, którą zamieszkuje mniejszość. Rozwiązanie z tablicami dwujęzycznymi jest najbardziej powszechne u naszych zachodnich i południowych sąsiadów.
Wykładowca wyjaśnił, że aby w polskich gminach mniejszościowych, gdzie co najmniej 20 proc. ludności deklaruje przynależność do konkretnej mniejszości, zastosowano powyższe, potrzebna jest specjalna uchwała rady gminy. Nie ma innego sposobu. Profesor wyjaśnił, że cały proces jest dosyć praco- i czasochłonny, ale na przykładzie Krzanowic widać, że można. Dodał, że nawet w gminach gdzie nie osiągnięto progu 20 proc. wprowadzenie dwujęzycznych tablic jest możliwe.
Obecnie na terenie Polski funkcjonują dwujęzyczne tablice, na których poza językiem polskim figurują języki: kaszubski, białoruski, niemiecki, litewski i łemkowski.
Głos z sali
W trakcie dyskusji po wykładzie padła wypowiedź, z którą wyraźnie solidaryzowała się większość zebranych. – My się nigdzie nie przesiedlaliśmy, tu się urodziliśmy. Dziś jesteśmy w Polsce mniejszością i jesteśmy z tego powodu obrażani i źle traktowani. Mówią o nas: V Kolumna, niedobitki Hitlera. A my jesteśmy w naszym domu, to tylko granica się przesunęła. Tu jest nasza kultura. Stoimy przed problemem jak dyskutować z pseudopatriotami, którzy próbują nas i cały kraj na siłę uszczęśliwiać. Nie wszyscy Niemcy byli zbrodniarzami, nie każdy pomnik Niemca symbolizuje zło. To są demony, które są ciągle wywoływane i są niebezpieczne. Potrzeba większej świadomości młodych, że nie między narodem a ideologią jest wielka różnica – te słowa spotkały się z gromkimi brawami.
Prof. Janusz przyznał, że osoby głoszące nacjonalistyczne hasła nie potrafią rozmawiać z myślącymi inaczej. Nikt przecież nie myśli aby z powodu dwujęzycznych tablic przyłączyć Krzanowice do Niemiec. – Podobne problemy mają sami Polacy na Litwie. Pojawiają się one w całej Europie. Często wystarczy jedna nieprzemyślana wypowiedź i konflikty rodzą się na nowo – podsumował.
(woj)
Kto maże po tablicach?
Prof. Grzegorz Janusz opowiedział, że zamalowywanie dwujęzycznych tablic to zwykle wybryki. Rzadko się zdarza, że mają one kontekst narodowościowy. – Nie ma jednej reguły. Na przykład w Kurowie często dopisywano w środku nazwy literę „w”, chyba dla żartów. Na Lubelszczyźnie często pisano „motor pany”, ku pokrzepieniu kibiców. Był przypadek gdzie niemiecka nazwę mazała młodzież, której rodzice należeli do mniejszości. Tłumaczyli potem, że robili to dla rozgłosu – wyjaśnił naukowiec.
W 1991 r. w liście polskich ministrów spraw zagranicznych napisano: „Rząd Rzeczypospolitej Polskiej oświadcza, że nie widzi obecnie żadnej możliwości dopuszczenia na tradycyjnych obszarach osiedlenia mniejszości niemieckiej w Rzeczypospolitej Polskiej oficjalnych nazw topograficznych także w języku niemieckim. Biorąc pod uwagę zainteresowanie Rządu Republiki Niemiec sprawą tego topograficznego nazewnictwa, Rząd RP gotów jest rozpatrzyć tę sprawę w stosownym czasie.” Stosowny czas nadarzył się dopiero po 10 latach, gdy w Polsce postawiono pierwsze tablice dwujęzyczne.