Moim zdaniem
Opinie oraz treści przedstawiają wyłącznie własne zdanie autorów i mogą, ale nie muszą, odzwierciedlać poglądów redakcji.
Robert Myśliwy, radny miejski
Cysorz to ma klawe życie!
Nikt tak dobrze nie potrafi bawić się na stypie jak Mirosław Sekuła. Po zakończeniu kariery politycznej powinien zostać laudatorem pogrzebowym. Jako finansista – co podkreśla z uporem maniaka – mógłby też zrobić karierę w biznesie. Polecam mydlarnie, bo że oczy biegle mydlić potrafi, udowodnił na poniedziałkowym spotkaniu. Tak mało konkretnego „finansisty” w życiu nie słyszałem.
Nad poprawnością polityczną czuwał starosta Hajduk. To za przyczyną jego geniuszu dziesięć minut rozmawiano o konkretach, a dwie godziny o przysłowiowej dupie Maryni. Marszałek rozstawiał gości po kątach, a gospodarz, głaszcząc wąs, wprowadzał się w coraz głębszą zadumę. To mowa na wiec – nie spotkanie w sprawie drogi – ganił Sekuła prezydenta Lenka, który drżącym głosem raczył wyksztusić z siebie słowo: „żądamy”. Aż strach się bać! Obok siedzący poseł Siedlaczek albo miał kolkę i zatrzasnął się w solarium, albo jako jedyny uznał, że jest się za co wstydzić.
A cesarz – pardon, Marszałek! – bawił się jakby grał ze służbą w salonowca. Kilka razy tylko spoważniał, by wymierzyć któremuś z poddanych „plaskacza”. Trzeba mieć niezły tupet, by przyjechać na prowincję z takim przekazem.
Najbardziej intryguje mnie wystąpienie starosty Wodzisławia. Po ogłoszeniu – rzecz jasna – sukcesu „rokowań”, przechodząc do konkretów powiedział: „Chodźmy spać, bo goście chcą iść do domu!” (lub jakoś tak podobnie). Skatuła uznał po prostu, że temat został wyczerpany i czas ów spektakl kończyć. Miałem nieodparte wrażenie, że tego człowieka marszałek przywiózł w bagażniku.
Ach! Nie napisałem nic o konkretach. Cóż, niewiele ich padło. Nie ma się co łudzić. Droga Racibórz – Pszczyna na listę priorytetów RPO nie trafi. Marszałek zapewniał, że droga będzie, ale nie odpowiedział kiedy. Zachęcał, by gminy same znalazły „dotąd nieeksploatowane źródła pieniędzy”. Nic, tylko chwytać za sita i przesiewać piasek niesiony przez Odrę.
Przykre, że poza wójtami Kornowaca i Gaszowic, pozostali uczestnicy przyjęli reguły narzucone przez marszałka. Cóż, salonowiec sport to miły, lecz cesarska pupa – tabu! On nas może z całej siły, a my go musimy słabo…
I tak to właśnie wygląda.
Iwona Świtała, dziennikarka RTK
Wielka ucieczka
Na władze Raciborza i życie w mieście narzeka się i często, i gęsto. Do tej pory normą było narzekanie osób młodych, powiedzmy takich do trzydziestki. A to, że nie ma pracy, kiedy indziej, że mieszkania za drogie, albo po prostu, że nic się nie dzieje. Proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie w momencie, kiedy podczas wizyty u lekarza, zamiast recepty na zdrowie, dostałam receptę na życie. Jej treść była krótka: uciekać z Raciborza. A moje zdziwienie tym większe, bo wszelkie wady i niedogodności związane z życiem w mieście zaczęła wyliczać na oko blisko sześćdziesięcioletnia pani doktor. Do argumentów osób „młodych” doszły wysokie ceny, brak perspektyw, lepsze możliwości zarobkowe w większych miastach. Pani doktor kazała stawiać na Wrocław. Ale ucieczka z Raciborza wcale nie jest taka prosta. Pomijając wszelkie sentymenty, umiejętnie blokujące wiele osób i krępujące im ręce i nogi, które do ewakuacji z dawnej stolicy Górnego Śląska by się przydały, na pierwszym miejscu na liście potencjalnych trudności uniemożliwiających ucieczkę z Raciborza plasują się problemy komunikacyjne.
Jeżeli chcielibyśmy uciekać pociągiem, to mamy wielkie szanse, że utkniemy w Kędzierzynie Koźlu, więc uciekać można tylko wcześnie rano. Wystarczy przegapić godzinę odjazdu, a późniejsze problemy z dotarciem do nowego miejsca szczęścia mogą nas jedynie zniechęcić i w konsekwencji, najprościej w świecie zawrócić z drogi. W drugim wariancie, kiedy walizki wrzucimy do samochodu i z miasta będziemy chcieli wydostać się własnym pojazdem, to całkiem rozsądnie byłoby wziąć pod uwagę obniżającą się do zera przepustowość raciborskich i regionalnych dróg – jeden z argumentów prezydenta Lenka w batalii o drogę Racibórz – Pszczyna. W tym wypadku utkniemy w korkach i wyjazd z miasta znowu niemożliwy.
Wniosek z tego taki: ucieczkę trzeba dobrze zaplanować. W swoich działaniach powinniśmy być jak autorzy bestsellerowego kryminału, którzy skrupulatnie obmyślają fabułę swojej książki. Pisząc scenariusz ucieczki, aby się udała musimy 1) albo poczekać aż Koleje Śląskie staną na nogi i zwiększą liczbę połączeń (i tutaj chciałoby się powiedzieć: do dzieła śląscy politycy i samorządowcy, bo za chwilę z Raciborza donikąd nie dojedziemy! (tyle, że oni raczej nie chcą żebyśmy gdziekolwiek uciekali i z pewnością tylko z tego powodu nic nie robią w tej sprawie...), 2) możemy przeczekać kilka kadencji z nadzieją, że kolejne lub nadal te same władze Raciborza wywalczą u marszałka, albo gdzie indziej budowę dróg, które połączą nas z autostradami, a nimi dotrzemy już tam, gdzie lekarz każe.