Mocne słowa o szefie wodociągów
Rudnik. 25 stycznia Marian Kałuża otrzymał wypowiedzenie umowy o pracę. W Zakładzie Wodociągów i Usług Komunalnych w Rudniku pracował od 2004 r.
Kierownik wodociągów, Jan Badurczyk w wypowiedzeniu napisał m.in. że pracownik opuszczał stanowisko pracy i w tym czasie przebywał w ośrodku zdrowia, gdzie miał wykonywać inne prace. Kolejne zarzuty to oskarżanie kierownika o kłamstwa, odmowa odśnieżania dróg gminnych, picie piwa w pracy, naśmiewanie się z innego współpracownika, częste kłótnie z klientami zakładu, konfliktowe zachowanie, itp.
Od momentu otrzymania wypowiedzenia Marian Kałuża pracował jeszcze przez trzy miesiące. Jak sam później powiedział, liczył na ponowne przyjęcie do pracy. Miał mu to obiecać kierownik pod warunkiem, że zmieni swoje zachowanie. Obietnica miała być dana „na słowo” i nigdy się nie spełniła. Pracownik przez czekanie stracił szansę dochodzenia swoich praw i przywrócenie do pracy przez sąd pracy. Na zgłoszenie miał siedem dni od otrzymania zwolnienia.
Ostatnia szansa?
Pod koniec kwietnia, na sesji rady gminy w Rudniku zjawił się Marian Kałuża. Poprosił o głos i odczytał z kartki swoje oświadczenie. Wcześniej przedstawił pozytywne referencje z ośrodka zdrowia oraz dyrektorów szkół z terenu gminy. Wszyscy chwalili pracownika i prosili o przywrócenie go do pracy.
– To co dzisiaj robię to jest ostateczność, ponieważ żałuję tego, że nie oddałem sprawy do sądu pracy. Główną przyczyną zwolnienia była wymiana zdań pomiędzy mną a kierownikiem na temat wynagrodzenia za miesiąc grudzień – czytał Marian Kałuża. W grudniu wypłatę otrzymał w dwóch ratach. Dalej odnosi się do innych zarzutów w zwolnieniu.
Oczami pracownika
Wyśmiewanie kierownika miało wynikać z tego, że po odprawie pracownicy mają nie wiedzieć jaką pracę im zlecił kierownik. Wyśmiewanie z pracownika wynikało z tego, że został przyjęty pod warunkiem, że wyrobi prawo jazdy, które ma być niezbędne do wykonywania tej pracy.
Dalej Marian Kałuża, w odpowiedzi na stawiane mu zarzuty, wytyka błędy Jana Badurczyka. M.in. traktowanie zakładu jak prywatnej firmy, prowadzenie prywatnych interesów w czasie pracy, okłamanie mieszkańca zgłaszającego problem z rurą, brak reakcji na sytuacje wymagające nagłej interwencji (pęknięta rura), itd. Dostało się również księgowej wodociągów, która, według relacji zwolnionego, często używa stwierdzenia „zapomniałam na śmierć” i ma zrzucać swoje obowiązki na kark pracowników. – Twierdzę, że kierownik i księgowa tworzą bardzo dobrą parę i w ogóle nikim się nie przejmują. Nie przejmują się ani wójtem ani radą i twierdzą, że mogą im „naskoczyć” – opisuje Marian Kałuża. Uwag do kierownika mają nie mieć również sołtysi, którzy według zwolnionego boją się, że kierownik Badurczyk nie wykona prac na terenie ich sołectw. – A sołtysi nie mają do kogo iść na skargę, chyba że do kościoła – podsumowuje.
Radni zdecydują
Uwag o pacy kierownika było znacznie więcej. Radni i wójt przysłuchiwali się wszystkiemu uważnie. Przewodniczący rady Kazimierz Lach przyznał, że samorządowcy nie są w stanie przywrócić pracownika do pracy, gdyż to kompetencja szefa zakładu. – Powinniśmy się jednak zająć pracą kierownika, systemem zatrudnienia i polityką kadrową w zakładzie – zapowiedział. Radca prawny urzędu wyjaśnił, że zarzuty mogą zostać zbadane przez komisję rewizyjną oraz osobno przez kontrolę wójta. Podkreślił, że radni i tak nie mają sposobu na dojście czy przedstawione informacje o nieprawidłowościach są prawdziwe. Stąd rada ani komisja nie mają kompetencji o orzekaniu o ewentualnym złamaniu prawa. Dopiero inspekcja pracy mogłaby tego dokonać.
Radni zdecydowali, że zajmą się sprawą na spokojnie podczas swoich komisji i wtedy zdecydują czy dalej ją przekazać do kontroli komisji rewizyjnej.
Marcin Wojnarowski