Oni tańczą dla mnie
Kiedy wchodzą na scenę, witają ich głośne piski, a gdy zaczynają swoje show, atmosfera robi się naprawdę gorąca. Wzbudzają emocje i rozbudzają zmysły, bo w tym zawodzie najważniejsze jest to by wiedzieć czego pragną kobiety.
Dla Łukasza i Roberta (na zdj.) gorączka sobotniej nocy zaczyna się w piątek o 19.30 w raciborskim Braxtonie. To dopiero początek trasy. Przed nimi wiele śląskich klubów i setki kobiet, które chcą zobaczyć chippendalesów z okazji swojego święta. Niby komunistycznego, ale rozrywka rodem z Ameryki. Będzie się czym pochwalić koleżankom, a chłopaki będą w końcu mogli pozazdrościć, bo to imprezy dla nich zamknięte. Następna okazja może się zdarzyć za rok, chyba że znajdzie się jakaś odważna dziewczyna i zaprosi tancerzy na panieńskie, albo z okazji okrągłych urodzin.
Taki chrzest na chippendalesa przeszedł Robert. To było na 50. urodzinach pewnej pani, która jego występ dostała w prezencie od męża. Dziś z tańca żyje, choć jak sam przyznaje, gdyby mógł jeszcze raz wybierać to zostałby politykiem.
Łukasz zaczynał 10 lat temu w warszawskiej Skarpie, gdzie dla pięciuset kobiet odbywał się finał programu TVN Sextet. Trema była wtedy i jest teraz. A adrenaliny jest tyle, że nie potrzebują już żadnych wspomagaczy. – Nigdy nie pijemy alkoholu i nie zostajemy na imprezach, na których tańczymy. To nasza praca, więc podchodzimy do niej w sposób profesjonalny – tłumaczy Łukasz, który tańczy od 14. roku życia. Stawał na najwyższym podium ogólnopolskich mistrzostw w break dance, występował w musicalu „Footloose” w Teatrze Muzycznym w Gliwicach i dostał się do finałowej pięćdziesiątki You Can Dance, która pojechała do Paryża. Taniec to jego sposób na życie, choć twierdzi, że to świetna zabawa.
Robert najpierw tylko prowadził imprezy z chippendalesami, później sam został jednym z nich. Obaj są na co dzień trenerami fitness i kulturystyki. Choreografie wymyślają sami, a stroje szyje im m.in. siostra Roberta, która jest krawcową. Wcielają się w role bohaterów Matrixa, są chłopcami w jeansach i skórach z filmu z Olivią Newton-John i Johnem Travoltą „Grease”, a innym razem żołnierzami, marynarzami, strażakami i budowniczymi. Bo dziewczyny kręcą takie męskie zawody. Muszą ich też kręcić tancerze, którzy nad swoim wyglądem pracują sześć dni w tygodniu na siłowni. Do tego dochodzi odpowiednia dieta, żeby zamiast opony mieć na brzuchu kaloryfer. A konkurencja przecież nie śpi. Coraz częściej na tego typu imprezach pojawiają się nasi sąsiedzi zza między. – Czesi są od nas bardziej hardcorowi – podsumowuje Robert, który podkreśla, że tańczą wyłącznie dla kobiet, ale nie przyjmują od nich żadnych niemoralnych propozycji, choć te zdarzają się bardzo często. Tańczyli już w Szwajcarii i Irlandii, krakowskim autobusie i wrocławskiej barce, tramwaju, kawalerce i u cioci na urodzinach. Tańczyć będą tak długo, jak długo będą ich chciały oglądać dziewczyny. Drogie panie, jeśli któraś z was miała jeszcze jakieś wątpliwości, to na ich rozwianie macie 12 miesięcy. Chłopaki obiecali, że wrócą tu za rok.
(ok)