Nie ma jak adopcja
Radny Frączek wskazuje trudności z adopcjami w Raciborzu
Zestawił on wydatki miasta na rodziny zastępcze i placówki wychowawcze – prawie 200 tys. zł rocznie z adopcjami. – Dla miasta to czysty zysk, a jesteśmy jednym z ostatnich miast w Polsce pod względem adopcji – alarmuje.
Radny twierdzi, że w mieście nie ma sprzyjających warunków do adoptowania dziecka. – Żeby raciborskie sądy przejść trzeba mieć anielską cierpliwość – ocenia Ryszard Frączek radny miasta. Gani władze za brak działań promujących temat dziecka adopcyjnego oraz informacji jak przebiega adopcja. – Mówię o poważnej adopcji. A nie ma nic tańszego dla miasta niż adopcje – stwierdził Frączek komentując wydatek rzędu 200 tys. zł na rodziny zastępcze (przebywa w nich 34 dzieci z Raciborza) i placówki opiekuńczo-wychowawcze (21 osób w Kuźni Raciborskiej i Pogrzebieniu).
Na pytaniu o liczbę adopcji w Raciborzu opozycyjny radny nie zamierza poprzestać. Zażądał od służb magistratu pisemnego raportu na ten temat. – Jesteśmy radą miasta i takie rzeczy powinniśmy wiedzieć – podkreśla. Choć wiceprezydent Raciborza Ludmiła Nowacka pouczyła Frączka, że temat leży w gestii samorządu powiatowego to ten odparł, że magistrat może poprosić starostwo o odpowiednie dane.
(m)