Wierne gołębie pana Romana
Gospodarstwo i ogrom pracy, jaki dzieli wspólnie z mamą w jego prowadzeniu, nie przeszkadza Romanowi Plochowi z Płoni w realizowaniu swojej pasji, którą są gołębie. Fascynację tymi ptakami zaszczepił mu ojciec, a stado przejął po bracie, który wyjechał z Raciborza. W rodzinie jest jednak pierwszym, który zdecydował, że jego gołębie będą startowały w lotach.
– Gołębie zawsze były u nas. W 2004 r. zacząłem je jako pierwszy w rodzinie „lotować”. Zapisałem się do raciborskiego Oddziału Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych – wspomina początki swego zaangażowania w hodowlę. Obecnie pan Roman ma ponad 40 ptaków do lotów i siedem par rozpłodowych. Jego gołębie pochodzą przeważnie z zagranicy. Ma wiele ras, ale nie to jest dla niego istotne. Najważniejsze, by latały oraz całe i zdrowe wracały do domu. Wystarczyła ubiegłoroczna przerwa, kiedy nie wystawił ich do lotów, a już czegoś mu brakowało.
Ptaków nie można karmić przez komputer
Sezon najczęściej zaczyna się w pierwszą niedzielę maja i w tym roku będzie to 14 lotów m.in. z Byczyny, Sycowa, Ostrzeszowa, Świebodzina, a także z bardziej odległych miejsc, jak Gardelegen, Münster i Telgte w Niemczech. Stamtąd gołębie muszą pokonać odległość ponad 760 km. Poza tym w Polskę polecą też młode gołębie pana Romana, które w sierpniu rozpoczną swą przygodę w przestworzach od lotu próbnego w Krapkowicach. Przez dwa miesiące będą musiały kilkakrotnie odnajdywać drogę powrotną m.in. z Jarocina i Ostrowa. Ptaki te dopiero co wykluły się. Gotowość do startów osiągną po około trzech miesiącach, kiedy nauczą się wystarczająco dobrze latać, by móc po dziesiątkach kilometrów wrócić do rodzinnego gołębnika.
Ten zaś Pan Roman urządził im na stryszku w sąsiedztwie zabudowań gospodarczych. Ptaki doskonale znają swego opiekuna, dlatego niewiele sobie robią z jego obecności, kiedy pojawia się, by dwukrotnie w ciągu dnia nasypać karmę, czy posprzątać klatki. Gruchanie i trzepot skrzydeł cichnie, gdy otwiera wolierę i ptaki niemal wszystkie naraz wylatują na zewnątrz gołębnika krążąc nad zabudowaniami, jakby chciały powiedzieć: „tutaj mieszkamy”.
Roman Ploch jest jednym z najmłodszych hodowców gołębi w okręgu raciborskim, a z pewnością najmłodszym na Płoni. Obecnie jest około 60 hodowców, a było ich dwa razy tylu, kiedy przed dziesięciu laty Pan Roman przejął opiekę nad stadem. – Dziś bardzo mało jest już młodych gołębiarzy. Gdyby gołębie szło nakarmić przez komputer, to może byłoby ich więcej – żartuje czterdziestolatek, przypominając, że oprócz obowiązku karmienia, sprzątania i leczenia, najzwyczajniej trzeba jeszcze lubić te ptaki.
Groźne burze, grad i jastrzębie
W lotach biorą udział gołębie hodowców całego okręgu raciborskiego, ale także z Krzyżanowic, Bieńkowic i Tworkowa. Loty zwykle są jednodniowe i startuje w nich od 3 do 4 tys. ptaków. Gołębie przywozi się do siedziby oddziału związku hodowców gołębi przy ul. Adamczyka, gdzie komisyjnie wkładane są do kabiny samochodu, a następnie wywożone w miejsce przeznaczenia i wypuszczane. Na krótsze loty pan Roman wystawia wszystkie 40 ptaków, na dłuższe już te wybrane. Jeśli mają pomyślne warunki atmosferyczne to lecą ok. 100 km na godzinę, a jeśli niesprzyjające wiatry, to ok. 60 km na godzinę. Zwykle wracają wszystkie, chyba że trafia się tragiczny lot, wtedy można stracić dużo ptaków. Niestety zdarza się tak raz na kilka lat, gdy gołębie zaskoczy burza czy grad.
– Przed trzema laty mój gołąb z pierwszego lotu wrócił w czołówce ptaków należących do hodowców oddziału raciborskiego i jako pierwszy w sekcji Płonia. Z drugiego lotu, przyleciał po kilku dniach z wyrwanymi lotkami i ranami na głowie. Prawdopodobnie zaatakowany został przez jastrzębia – opowiada o jednym z ptaków, który przeżył i jest nadal w stadzie.
Dotychczas pan Roman zdobył cztery puchary. Nagrody te otrzymał za I miejsce w lotach gołębi z Ostrowa Wielkopolskiego i I miejsce za loty gołębi młodych z Trzebnicy w 2009 r., I miejsce w kategorii gołębi starszych za loty z Oleśnicy w 2011 r. oraz IV miejsce jako przodownik sekcji Płonia w kategorii gołębi młodych w 2010 r.
Roman Ploch nie jest zwolennikiem długich lotów swych ptaków. Uważa, że nie należy ich męczyć dodatkowo długimi, bo dwu-, trzydniowymi przewozami w małych klatkach samochodów transportowych.
Wiedzę na temat swych skrzydlatych podopiecznych zdobywa poprzez kontakty z innymi hodowcami, również niemieckimi, od którzy otrzymuje czasami fachowe czasopisma. Sam prenumerował magazyn o gołębiach.
Pan Roman zna wszystkie swoje ptaki, choć żadnego nie traktuje w szczególny sposób. Zaglądając do gołębnika doskonale wie, jak się czują i czy wszystko jest w porządku. Ptaki zdrowe są wesołe i nie wykazują oznak apatii, po której poznać, że gołąb może być chory. Niektóre gołębice prawie nie ruszają się ze swych gniazd. – Gołębie, które latają wysiadują jaja tylko raz w roku – tłumaczy zasady chowu.
W swym gołębniku ma też prawdziwego seniora. Najstarszy jego gołąb rozpłodowy ma 10 lat i pochodzi od niego prawie połowa gołębi w gołębniku pana Romana. – Samica niestety padła mi przed rokiem – ubolewa gołębiarz z Płoni.
Pomimo zdobytych kilku pucharów, pan Roman nie uważa się za wyjątkowego hodowcę, chce zajmować się ptakami, bo sprawia mu to przyjemność. Trudno wykorzenić miłość z dzieciństwa, odwzajemnioną przez ptaki, które – gdy nic nie staje im na przeszkodzie – zawsze wracają do domu.
(ewa)