Prosili w oratorium o szeroką drogę i szczęśliwą jazdę
Pogrzebień. Motocykl kochają za swobodę jazdy jaką daje, ale wiedzą, że to czasem niebezpieczna maszyna i dlatego udali się do kościoła prosić o opiekę patrona kierowców.
W niedzielny poranek przed największym we wsi sklepem zgromadził się tłum. Głównie mężczyźni w skórzanych strojach i kaskach. – Przyciągnęła mnie tu duża liczba motocyklistów. Można obejrzeć maszyny i przejechać się w kolumnie. Fajnie tu jest. Wielu z obecnych spotkam na pielgrzymce motocyklowej na Górze św. Anny. Tam są tysiące motorów – stwierdził Brunon Rąpała, który od dwóch lat jeździ na swojej yamasze drag star i był jednym ze zgromadzonych na parkingu. Grupa zmotoryzowanych, w asyście policji i OSP udała się pod miejscową świątynię.
Mszę odprawił tam nie proboszcz, a jego gość, który ma prawo jazdy na motocykl – ks. Marek Pardon proboszcz parafii św. Małgorzaty w Bytomiu. O co prosili wierni? O opiekę w czasie podróży i szczęśliwe dotarcie do celu. Św. Krzysztof to patron, który od wieków sprawuje pieczę nad podróżującymi.
Była to już 54. procesja motocyklowa w Pogrzebieniu, jedna z najstarszych na Śląsku. W 1960 roku ówczesny proboszcz oratorium ks. Józef Długołęcki rozpoczął tu kult św. Krzysztofa. Prosili go o to rybniccy żużlowcy. Do Pogrzebienia zjeżdżało się wtedy po 300 motocyklistów. Dziś było ich znacznie mniej, ale kilkadziesiąt maszyn można było naliczyć. Trasa wiodła spod marketu Papi po pętlę na ul. Brzezkiej, przy granicy Pogrzebienia z Raciborzem. – Chodzi o to by jeden z drugim mógł nas zobaczyć – podkreślał Jacek Gorywoda, który wiózł księdza – gościa na wyprodukowanym w ZSRR (Rosja) motorze Dniepr z 1982 roku. Szykował go przez dwa lata i jeździ nim od 50. rocznicy przejazdu.
(ma.w)