Strażnicy – zbędny wydatek?
Na śmieci wyrzucane na pola narzekają głównie właściciele tych terenów. Niewykrycie winowajcy oznacza bowiem, że to oni muszą bałagan posprzątać. Były już stare opony, drzwi, urządzenia AGD, a nawet rodzinne pamiątki. Tym razem w lesie znaleziono stertę okien. – Gdzie ci ludzie mają rozum? – denerwuje się Roman Tlołka właściciel lasu. – Najwyraźniej ktoś remontował sobie dom i nie zadał sobie trudu, by legalnie pozbyć się starych okien. Szkoda słów. Być może ktoś z czytelników wie kto w okolicy wymieniał okna, może dzięki tym informacjom ustalimy winnych – dodaje mężczyzna.
Niestety, mieszkańcom nie są w stanie pomóc strażnicy miejscy pełniący tutaj dyżury. Do tej pory nie otrzymali w tej sprawie zgłoszenia. Gdyby nawet o sprawie wiedzieli, to wykrycie sprawcy graniczy niemal z cudem. De facto winowajca musiałby się do tego przyznać.
– Po co więc utrzymujemy tę straż? – pyta Roman Tlołka.
Pytanie to wydaje się zasadne. Mszana za kontrolowanie gminy przez strażnika płaci rocznie 53 tys. zł. Realnych korzyści jednak nie widać. Nawet pieniądze z mandatów wlepianych przy wykorzystaniu fotoradaru na terenie gminy nie trafiają już do budżetu Mszany. Zasilają kasę Wodzisławia. Zdaniem prawników wodzisławskiego magistratu nie może być inaczej. Ekspertyza prawna przygotowana przez gminy współpracujące ze strażą (Marklowice, Kornowac, Mszana, Godów, Gorzyce, Lubomia) jest zupełnie inna. Pat więc trwa. Wiele wskazuje na to, że każda z gmin otrzyma niebawem niekorzystny dla siebie aneks umowy ze strażą. Nie podpisanie dokumentu oznaczać będzie koniec współpracy.
Rafał Jabłoński