Lokatorzy w polu rażenia
W środku osiedla przy ulicy Ściegiennego w Radlinie powstał nadajnik bazowy jednej z sieci komórkowych. Stanął pośród bloków, na stosunkowo niskim budynku handlowym, należącym do prywatnego przedsiębiorcy. Mieszkańcy ulicy Ściegiennego są przerażeni. – Jak to się stało, że w centrum miasta między blokami ktoś zezwolił na budowę nadajnika? – pytają zdezorientowani ludzie. Boją się, że antena może zaszkodzić ich zdrowiu. – Przecież ten nadajnik jest na wysokości naszych mieszkań. Nikt nie pytał nas o zdanie, czy chcemy tu takiej budowli – irytuje się jeden z mieszkańców osiedla.
Burmistrz umorzył sprawę
Swoje pretensje mieszkańcy kierują w stronę miejskich urzędników. Ci umywają ręce. – Miasto nie miało tu nic do gadania. Decyzja o wydaniu pozwolenia na budowę należy do starosty powiatu – twierdzi Piotr Absalon, sekretarz miasta. I wyjaśnia, że dopóki były takie możliwości, miasto blokowało budowę, czyli od 2006 roku kiedy pojawił się pomysł budowy w tym miejscu nadajnika. W sierpniu 2007 r. rozporządzenie premiera złagodziło przepisy, zgodnie z którym nadajniki o mniejszej mocy nie wymagają od inwestora, tak jak dotychczas, uzyskania opinii środowiskowych od włodarzy terenu. – W związku z tym w październiku 2007 roku burmistrz miasta musiała umorzyć decyzję o wszczęciu postępowania w sprawie uwarunkowań środowiskowych w kwestii budowy nadajnika – wyjaśnia Piotr Absalon.
Prawo pozwala
Rok później, we wrześniu 2008 roku, starosta wydał decyzję zezwalającą na budowę nadajnika pośród bloków. – Nie było przesłanek ku temu, by wydać decyzję negatywną. Wnioskodawca spełnił wszystkie wymogi określone prawem, jego wniosek był kompletny, a w takim przypadku prawo budowlane nakazuje organowi wydanie pozwolenia na budowę, wobec tego starosta nie mógł podjąć innej decyzji – wyjaśnia Józef Szymaniec, rzecznik Starostwa Powiatowego w Wodzisławiu.
Spółdzielnia jest przeciw
Sprzeciw wobec planowanej budowy wyraziła spółdzielnia mieszkaniowa, do której należą sąsiadujące z nadajnikiem bloki. – Wyrażaliśmy swój sprzeciw, ale mogliśmy to robić tylko nieformalnie bo nie zostaliśmy uznani stroną postępowania – wyjaśnia Bronisław Kutnyj, prezes SM Marcel. – Za stronę mogą być uznani właściciele nieruchomości leżących w obszarze oddziaływania obiektu, tymczasem w myśl przedstawionych dokumentów taka sytuacja nie zachodziła – tłumaczy Józef Szymaniec. Zgodnie z nowymi, zliberalizowanymi przepisami nadajnik, taki jak ten zamontowany w Radlinie, na pobliskie budynki nie wpływa. Przepisy te określają bowiem wiązkę oddziaływania nadajnika w linii prostej.
Właściciele nadajników szukają alternatywy
Nie sposób nie zadać pytania dlaczego zdecydowano się na budowę nadajnika akurat na jednym z niższych budynków osiedla. – Wydaje mi się, że taki nadajnik spełniałby lepiej swoją funkcję, gdyby został umiejscowiony na najwyższym budynku – dziwi się Piotr Absalon.
Już raz rozpętała się wojna
Odpowiedzią na te wątpliwości może być stanowisko spółdzielni mieszkaniowej. Prezes spółdzielni marcel zapytany o to, czy zgodziłby się na budowę nadajnika na którymś z należących do spółdzielni bloków zdecydowanie zaprzecza. – Znamy reakcję mieszkańców na takie inwestycje. Kiedy kilka lat temu raz zgodziliśmy się na taki ruch, rozpętała się taka afera, że już więcej nie chcielibyśmy tego przeżywać – mówi Bronisław Kutnyj.
Prezes spółdzielni pokazuje kilka ostatnich wniosków o zezwolenie na lokalizację nadajników na budynkach spółdzielni. Wszystkie rozpatrzone odmownie, mimo że spółdzielnia mogłaby na opłatach za dzierżawę miejsca zarobić. – Nic zatem dziwnego, że właściciele przekaźników szukają alternatywnych miejsc – dodaje prezes.
Artur Marcisz