Prośba o pracę, koniak w prezencie
Zapytaliśmy szefów naszych miast, z jakimi sprawami przychodzą do nich mieszkańcy
Mieczysław Kieca prezydent Wodzisławia
Gospodarz Wodzisławia prowadzi intensywne kontakty z mieszkańcami poprzez swoje konto na serwisie Facebook. – Mało kto może wierzyć, ale to konto jest prowadzone dokładnie przeze mnie. Nie jestem tam codziennie, bo nie jestem w stanie. Czasem dostaję pytanie, czy na pewno to ja jestem po drugiej stronie – mówi Mieczysław Kieca. Pytania dotyczą np. inwestycji. – Niedawno odpowiadałem na pytanie, czy będzie basen w Wodzisławiu. Czy planuje się remont stadionu. Dość dużo w ostatnich dniach było pytań, uwag odnośnie komunikacji. To wartość dodana, bo choć mnie się wydawało, że zrobiliśmy wszystko, aby ludzi o zmianach poinformować, to w okresie międzyświątecznym, czyli 27–28 grudnia odpowiadałem na pytania, jak gdzieś dojechać. Czasem trzeba było kogoś poprowadzić za rękę, podesłać link do konkretnej linii – mówi prezydent. Konto jest też miejscem, w którym są zgłaszane uwagi odnośnie oznakowania, stanu dróg. Prezydent mówi, że te sygnały przekazuje odpowiednim służbom do realizacji czy wyjaśnienia. Były wpisy z 30 grudnia, że nie ma jeszcze rozkładu jazdy na konkretnych przystankach. W sylwestra przejechaliśmy jeszcze raz przystanki i mogliśmy wszystko przygotować. Bardziej złożone problemy, sprawy ludzie opisują w mailach. Natomiast podczas przyjęć stron mieszkańcy proszą o umorzenia podatku, o rozpatrzenie wniosku o mieszkanie. – Czasem ludzie mówią, że chcą porozmawiać w sprawie prywatnej. W urzędzie nie ma czegoś takiego, jak sprawa prywatna. Czasem ludzie zostawiają CV, mimo, że tłumaczę, jakie są zasady przyjęć do urzędu. Dużo osób pyta o przydzielanie środków na rozpoczęcie działalności gospodarczej przez powiatowy urząd pracy. Wtedy tłumaczę, że to nie jest urząd podległy prezydentowi. Jeśli są uwagi, to przekazuję je staroście – mówi prezydent. Przyznaje, że najtrudniej jest wytłumaczyć, za co odpowiada prezydent. W przypadku instytucji ze słowem powiatowy w nazwie osobą odpowiedzialną jest starosta. – Kiedy to mówię, słyszę w odpowiedzi: mnie to nie interesuje, ja pana wybierałem na urząd, przecież mówili, że miasto ma gospodarza – mówi Kieca. W pierwszej kadencji przychodziły nawet do niego osoby ze skargami na burmistrza Radlina czy Rydułtów. – Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, jak głęboko zakorzeniony jest tzw. duży Wodzisław sprzed odłączenia się od niego gmin. Tłumaczyłem, że przecież to zupełnie inne miasta. „Jak to, przecież tu jest prezydium miejskej rady narodowej. Jest jedyny prezydent na tym terenie? Jest, więc odpowiada”, mówili ludzie – wspomina prezydent.
Do Mieczysława Kiecy ludzie przychodzą też z uwagami na „Nowiny Wodzisławskie”. Pytają, jak mógł dopuścić do tego, że „Nowiny Wodzisławskie” o czymś napisały, albo napisały w taki sposób. Jaki nadzór ma prezydent nad gazetami? Czasem przychodzą też ludzie z dowodami wdzięczności, jak wydmuszka jajek, czekolada, koniak. – Te osoby stąd szybko wychodzą. Niektóre tłumaczą, że to za szybkie załatwienie sprawy. Tłumaczę im, że sprawa została tak załatwiona, bo tak działa urząd – mówi prezydent. Jednej osobie, która żadną miarą nie chciała ustąpić i upierała się przy zostawieniu prezentu Mieczysław Kieca powiedział, że wezwie policję, jeśli nie wyjdzie.
Barbara Magiera burmistrz Radlina
Od wielu lat raz w tygodniu burmistrz Barbara Magiera przyjmuje mieszkańców w swoim gabinecie. Każdy może przyjść i podzielić się swoimi problemami. Najczęściej dotyczą one spraw mieszkaniowych. – Nierzadko wiążą się z rozpadem małżeństwa. Ludzie mówią wprost, że nie potrafią dalej razem żyć. Jest też spora grupa młodych rodzin, które wynajmują mieszkania i starają się o komunalne. Nas obowiązują jednak przepisy, których musimy się trzymać decydując o przyznaniu mieszkań. Jest to głównie kryterium dochodowe – tłumaczy burmistrz Magiera. Są również tacy, którzy przychodzą, by prosić o pomoc w znalezieniu pracy. Jednym zależy tylko na informacjach, gdzie warto udać się w jej poszukiwaniu, innym na pracy urzędniczej. – W takich sytuacjach wyjaśniam, że w urzędzie obowiązują konkursy – podkreśla. Jeszcze kilka lat temu pani burmistrz odwiedzały osoby, których członkowie rodzin nadużywali alkoholu. – Mówili o swojej bezradności, pytali do kogo się zwrócić. Te spotkania się jednak skończyły, bo dość szeroko rozniosła się informacja, że w mieście działa komisja rozwiązywania problemów alkoholowych – wyjaśnia burmistrz. Na przestrzeni lat bywały też momenty, w których trudno o zachowanie powagi. – Przyszła do mnie pani, której sąsiad hodował pszczoły. Mówiła, że pszczoły karmią się na jej posesji i piją wodę z poidła jej kur. Prosiła, żebym coś z tym zrobiła. Nie przekonywały jej moje tłumaczenia – wspomina pani burmistrz, która bardzo ceni sobie spotkania z mieszkańcami, bo dają szerokie pojęcie na temat bolączek, z jakimi borykają się ludzie.
Marek Hawel burmistrz Pszowa
Wachlarz tematów wizyt, które składają burmistrzowi Markowi Hawlowi mieszkańcy Pszowa, jest dość duży. Ostatnio na topie była kwestia rozkładu jazdy autobusów MZK. Podobnie jak w Radlinie i Rydułtowach, sporo pszowików pyta o mieszkania komunalne. – Może nie jest to aż taka liczba jak u sąsiadów, ale relatywnie dużo – wyjaśnia burmistrz Hawel. Do jego gabinetu przychodzą również osoby, które uważają, że są poszkodowane przez pomoc społeczną. – Żalą się, że nie otrzymali pieniędzy. Tłumaczę, że są przepisy, które wszystko regulują. Nieraz okazywało się, że nie byli u nas nawet zameldowani – podkreśla Hawel. Czasami burmistrz musi reagować na naprawdę absurdalne sytuacje. – Przychodzą mieszkańcy w jakimś temacie, a kończy się na prośbie „panie burmistrzu, potrzebuję 5 złotych” – wspomina. Najtrudniejsze są jednak sąsiedzkie konflikty, które zaczynają się od przysłowiowej miedzy. – To trudne, bo ludziom chciałoby się pomóc, ale nie można, bo nie mamy możliwości orzekania o czyjejś racji. Najgorzej, gdy strony konfliktu zaczynają szukać u przeciwnika słabych punktów na gruncie spraw urzędowych – ubolewa Hawel. Do łatwych nie należą też momenty, gdy rozmówcy nie chcą słuchać i nie interesują ich żadne argumenty. – Mają swoją tezę, pokrzyczą i wychodzą – opisuje.
Kornelia Newy burmistrz Rydułtów
Około 80 proc. spraw, z jakimi mieszkańcy Rydułtów przychodzą do burmistrz Newy, dotyczy mieszkań. – Wydawało mi się, że oddanie bloków przy Korfantego zmieni sytuację, ale okazuje się, że wnioski wciąż napływają. Niektórzy przynoszą podania. Wtedy informuję ich, że muszą wypełnić wniosek, który jest podstawą. Chociaż w kwestii mieszkań sporo uporządkowaliśmy, to jednak problem nie zniknie, bo nadal jest dużo młodych ludzi starają się o lokum, a także dużo osób starszych, które w tym zakresie nie zadbały o swoją przyszłość – wyjaśnia burmistrz Newy. Liczna grupa mieszkańców zwraca się też do pani burmistrz w kwestii stanu dróg. – W sprawie wszystkich dróg, nie tylko miejskich, ale też wojewódzkich, powiatowych a nawet prywatnych, które nie są w naszym zarządzie – tłumaczy. Wizyty dotyczą też możliwości przyjęcia dzieci do żłobka, szkół i przedszkoli. Są też prośby o pomoc w znalezieniu pracy. – Przypominam, że nie mam takich możliwości, a w urzędzie są konkursy – podkreśla. Do łatwych nie należą sytuacje, kiedy przychodzą osoby, które żalą się na swoje dziecko lub małżonka. wizyty w gabinecie składają też osoby, które zachowują się wrogo. – To było dawno, ale pamiętam jak dziś. Ogłosiliśmy przetarg na obsługę bankową, bo poprzednia się zakończyła. W przetargu wygrał inny bank. Przyszedł mieszkaniec i powiedział, że nie spodziewał się po mnie takiego zachowania i pytał, ile dostałam, że zmieniłam bank. Dla mnie było to przykre. Nie pomogły tłumaczenia, że takie są procedury. Pan stał w drzwiach i krzyczał – wspomina burmistrz Newy.