Dziewczyny sprzedają swoje ciała za „działkę”
Wójt zszokowany naszymi artykułami o dopalaczach i narkotykach zapowiada walkę
LUBOMIA Kontynuujemy temat narkotyków i dopalaczy obecnych w gminie Lubomia. Na ostatnim posiedzeniu rady gminy, które odbyło się 13 marca włodarze gminy zadeklarowali, że postarają się z tym problemem zmierzyć.
- W ciągu ostatniego tygodnia mieliśmy dużo zgłoszeń jeśli chodzi o problem szczególnie z dopalaczami. Dotyka on ludzi głównie w wieku od 13 do 30 lat. Niestety obserwujemy, że problem ten bardzo się nasila. Bardzo – powiedziała podczas sesji Irena Koczwara, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej, odpowiadając na pytanie przewodniczącego rady gminy Andrzeja Godoja o to czy dopalacze i narkotyki przewijają się w pracy OPS. Jak dodaje Koczwara częściej są to osoby objęte pracą socjalną, niż osoby korzystające ze wsparcia finansowego Ośrodka. I podaje przykład: - Nasz asystent rodziny ma pod swoją pieczą 9 rodzin, które codziennie odwiedza. W 8 z nich problem narkotyków jest obecny – mówi Koczwara.
Młodzież nie wierzy w negatywne skutki używania dopalaczy
Z jej obserwacji wynika, że młodzież decyduje się na eksperymenty z dopalaczami czy narkotykami, bo nie ma świadomości jak bardzo są one szkodliwe. - Oczywiście oni mają wiedzę o szkodliwości, wiedzą o skutkach ubocznych. Ale się nimi nie przejmują. Uważają, że skoro są młodzi, to ich zdrowie jest na tyle dobre, że nic im nie zaszkodzi. A skala zjawiska jest – nie ma co ukrywać - duża, więc młodzi wychodzą dodatkowo z założenia, że jeśli ten czy tamten kolega spróbował i nic pozornie mu nie dolega, to przecież ja też mogę spróbować. Do tego dochodzi presja środowiska. Nastolatek z reguły robi to co grupa, w której się obraca. Mało jest wśród nastolatków na tyle silnych osobowości, które potrafią się oprzeć presji grupy i powiedzieć: „nie, ja nie chcę” – uważa Koczwara.
Normy moralne nie działają
Szefowa OPS wyjaśnia również, że używanie środków psychoaktywnych to nie tylko domena nastoletniej młodzieży. Zdarzają się sytuacje, że problemy dotykają całych rodzin, np. takich w których jest żona, dziecko i uzależniony mąż. - Nasz asystent rodziny był świadkiem kiedy bezrobotny mąż kłócił się z żoną o ostatnie pieniądze, które potrzebne były mu na zakup dopalacza. Ów mąż w ogóle nie przejmował się obecnością naszego pracownika. W końcu zabrał żonie telefon, wybiegł i jak się później okazało sprzedał go by mieć na „działkę”. Świadkiem kłótni było małe dziecko, które na całą awanturę w ogóle nie reagowało, co może świadczyć o tym, że już widziało wcześniej takie sceny. To jest dramat. W takich sytuacjach staramy się pomóc przede wszystkim matce i dziecku. Ten mężczyzna jest niestety już w takim stanie, że żadna siła na niego nie działa. Jeśli on sam nie znajdzie w sobie woli do leczenia uzależnienia, to nikt mu nie pomoże – nie kryje obaw Koczwara.
Formy wynajdowania środków potrzebnych do zapłacenia za narkotyk czy dopalacz przybierają różne, czasem bardzo dramatyczne formy. Według jednego z naszych rozmówców, młodego mieszkańca Lubomi, który doskonale orientuje się w środowisku miejscowej młodzieży, dziewczęta, które nie mają już pieniędzy, a potrzebują zdobyć „działkę” nie mają oporów by płacić swoim ciałem. - Szybkie „numerki” np. w ubikacjach lokali to norma. Jeden właściciel wkurzył się na takie praktyki do tego stopnia, że niektórym osobom zakazał wstępu do swojego pubu – opowiada nasz rozmówca.
Porażka wszystkich
Podczas posiedzenia rady gminy wójt Lubomi Czesław Burek przyznał, że nasze dwa wcześniejsze artykuły o dopalaczach i narkotykach go zszokowały. - Dopiero prasa nam ten problem uświadomiła, choć niektórzy z nas o tym wiedzieli, ja przyznam nie bardzo. Przeprowadziłem rozmowy z pewnymi organami i osobami, które mają kontakt z różnymi instytucjami. Nazwisk dla dobra sprawy nie chcę ujawniać. Wyznaczyłem również odpowiedzialną osobę z urzędu gminy, która będzie tę sprawę monitorować i współpracować z organami ścigania. Musimy tak zwaną sztamę temu problemowi postawić, choć walkę z nim utrudnia to, że część tych substancji jest legalna. Muszą się też włączyć szkoły, a zwłaszcza rodzice – mówi wójt. Również radni przyznają, że tematem trzeba się zająć. - Jako rada gminy musimy się z tym problemem zmierzyć. Jest to porażka wielu instytucji: od rodziny, przez szkoły, ośrodki kultury, kluby sportowe aż po kościół. Niestety ziarno chwastu padło tu na podatną glebę – przyznaje Andrzej Godoj, przewodniczący rady gminy. A wiceprzewodnicząca rady Krystyna Kuczera dodaje: - Kiedyś uważałam, że nagłośnienie tego problemu przyniesie odwrotny skutek, że problem ten będzie narastał, bo zapoznają się z nim osoby, które nie miały z nim do tej pory do czynienia. Dzisiaj musimy jednak powiedzieć że problem dalej istnieje, choć na pewno nie tylko na terenie naszej gminy. My musimy jednak zająć się naszą gminą – mówi Kuczera. Zaproponowała by 25 marca odbyło się posiedzenie komisji oświaty i zdrowia, w którym weźmie udział dyrektor wodzisławskiego Sanepidu, dyrektorzy szkół, przedstawiciel policji, a także zainteresowani tematem radni. - Pewnie rozwiązań nie znajdziemy, ale przynajmniej będziemy szerzej zorientowani na temat problemu narkotyków i dopalaczy – uważa Kuczera.
Artur Marcisz