Co różni plemię Dogonów od naszych radnych
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Dogonowie (albo Dogoni) to bardzo tajemniczy lud afrykański zamieszkujący w południowej i środkowej części państwa Mali. Słyną z bardzo skomplikowanej mitologii, wiszących na skałach wiosek – małych arcydzieł sztuki konstrukcyjnej i oryginalnych masek, będących obiektem pożądania turystów odwiedzających zachodnią Afrykę. Kultywują też wiele ciekawych rytuałów. Jeden z nich odbył się dwa miesiące temu w ich świętym jeziorze Antogo, które o tej porze roku jest wielkości i głębokości sadzawki w raciborskim parku Roth.
Aż do pewnego dnia pod koniec pory suchej, wyznaczonego przez starszyznę plemienną, ryby we wspomnianym jeziorze mogą czuć się bezpiecznie, gdyż nikt ich nie łowi. Ale gdy przychodzi ów dzień połowu, tylko raz w roku, nad jezioro zjeżdżają Dogoni z całego kraju i w trakcie zbiorowego połowu (na oko jest to kilkuset mężczyzn i chłopców), w ciągu około piętnastu minut wyłapują wiklinowymi koszykami prawie wszystkie ryby z mulistej wody. Następnie wódz dzieli cały połów sprawiedliwie wśród obecnego podczas rytuału ludu. Po czym znów przez cały rok jeziorem nikt się nie interesuje. Zresztą, tak na marginesie, Dogoni raczej unikają wody.
Obrzęd afrykańskiego ludu ma z Raciborzem tyle wspólnego, że zupełnie podobnie zachowują się niektórzy nasi radni w związku z niedoszłym remontem ulicy Kościuszki/Łąkowej. O tym, że są problemy, wiadomo od końca ubiegłego roku. Gazeta, którą Państwo trzymacie w ręku (i nie tylko ona) trąbiła o tym wielokrotnie. Radnych to nie ruszało. Jakby w letargu jakimś trwali, co oczywiście nie dziwi, bo letarg to dla wielu rajców naturalna forma przetrwania. Bodaj raz, na początku tego roku, któryś zatroskał się o drzewa, jakie w trakcie remontu miałyby zostać wycięte. Za to teraz, kiedy jest już po zabawie, dla niektórych… zabawa dopiero się zaczyna. A to zwołują jakieś uliczne konferencje, z których nic nie wynika, a to domagają się zwołania nadzwyczajnej sesji na temat remontu, którego już nie ma i nie będzie. Od biednych Dogonów różni ich jednak co najmniej jedna, ważna rzecz. Tamci, zgodnie ze swoją religią, dostęp do jeziora mają tylko raz w roku. A radnych nic nie ograniczało, żeby wykazać troskę o zagrożony remont znacznie wcześniej niż teraz, kiedy jest już za późno.
Błotko wysychającego malijskiego jeziorka nie pachnie ładnie. Spóźniona nadaktywność niektórych radnych u progu wyborów też zalatuje nieświeżą kiełbasą wyborczą. W przeciwieństwie jednak do Dogonów, łaknących ryb ze świętego jeziora, nawet gdy śmierdzą mułem i więcej w nich ości niż mięsa, raciborski wyborca raczej na trefną kiełbasę się nie rzuci. A przynajmniej taką mam nadzieję.
bozydar.nosacz@outlook.com