Trzeźwe pytanie do kandydatów
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy podesłali mi kolejne przykłady głupawych działań kandydatów w kampanii wyborczej. Wrócę do nich za tydzień lub dwa, żeby był jakiś płodozmian, a tymczasem przyjrzyjmy się raciborskim pijakom. Niestety, nie można przyjrzeć się dosłownie, bo facjaty zalegających na ławkach i chodnikach jegomości, na których pielęgnację z każdym rokiem bulimy coraz więcej, są chronione jak twarze antyterrorystów. Aż łza się w oku kręci, kiedy człowiek sobie przypomni film „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” ze słynną tablicą (ze zdjęciami): Tych klientów nie obsługujemy.
Nieczęsto zgadzałem się z radnym Franciszkiem Mandryszem (a propos, czy ktoś może mi wyjaśnić, czemu nie startuje on w wyborach, choć w Markowicach jak zwykle wygrałby w cuglach?), ale tym razem uważam, że ma chłop rację. Podczas wrześniowego posiedzenia komisji oświaty radny przeraził się wzrostem liczby nietrzeźwych wywożonych za pieniądze podatników do izby wytrzeźwień. Było ich w 2017 roku aż 284. W porównaniu do danych z 2015 roku to o około 350% więcej. I nie jest to jakiś jednorazowy skok, bo w roku 2016 takich przypadków było już 356. Urząd Miasta podaje, że koszt (muszę zacytować to urocze określenie) „świadczenia na rzecz osób nietrzeźwych przewiezionych z gminy Racibórz do Izby Wytrzeźwień w Bytomiu” wyniósł w 2017 roku ponad 47 tys. zł. Nie dopytywałem, ale prawdopodobnie to tylko kasa, którą płacimy za pobyt delikwentów w izbie wytrzeźwień. A gdzie koszty badań lekarskich przed wywozem na wytrzeźwienie? (tak, tak, najpierw lekarz stwierdza czy wycieczka do Bytomia nie zagraża zdrowiu narąbanych). Gdzie koszt pracy strażników miejskich i policjantów, którzy wożą pijaków? Gdzie koszty paliwa i eksploatacji samochodów czy ich późniejszego czyszczenia? Jakby dobrze policzyć, to podana kwota może wzrosnąć i ze trzy razy.
Chętnie dowiedziałbym się, czy obecni kandydaci w wyborach na prezydenta mają pomysł na to, jak powstrzymać to szaleństwo. Zresztą, chodzi mi nie tylko o pieniądze, które można by wydać z większym sensem, ale i o ograniczenie uliczno-parkowej patologii, która miastu raczej chluby nie przynosi. No chyba, że przyjmiemy za dobrą monetę komentarz mojej sąsiadki: „widzi pan, widać poprawia się ludziom, skoro aż tylu na gorzałę stać”. Na razie z radnym Mandryszem zgodził się prezydent Mirosław Lenk, przypominając że proponował radzie ograniczenia w sprzedaży alkoholu na terenie Raciborza, ale jego pomysł nie zyskał akceptacji. I że podobają mu się w tym względzie rozwiązania z USA i Szwecji (cokolwiek to znaczy). Niech będą to i rozwiązania z Mongolii, jeśli miałyby być skuteczne, ale najwyższy czas przejść od słów do czynów.
bozydar.nosacz@outlook.com