Spór o majtki (domniemane)
Złośliwy komentarz tygodnia.
Jeden z czytelników chce, abym mu wyjaśnił, czemu facet który (cytuję) „szył czy sprzedawał majtki” będzie naczelnikiem wydziału edukacji, kultury i sportu. Chodzi oczywiście o niedawno rozstrzygnięty przez prezydenta Raciborza konkurs, w wyniku którego naczelnikiem został przedsiębiorca Krzysztof Żychski.
Otóż drogi czytelniku, sprawa jest skomplikowana i wieloaspektowa. Zakładając, że pana wiedza o dotychczasowej ścieżce zawodowej przyszłego naczelnika jest prawdziwa (ja jej nie sprawdzałem), napotykam dylemat czy okolicznością, która w pana opinii, dyskwalifikuje nowo powołanego jest samo szycie lub sprzedawanie czy też raczej rodzaj asortymentu, a więc wspomniane majtki. Jeśli to pierwsze, to muszę pana uspokoić, że w historii naszej ojczyzny zapisało się chwalebnie wielu bohaterów, których główną kompetencją było sprawne i mądre operowanie igłą i nitką. Najsłynniejszym jest bez wątpienia nasz narodowy bohater Szewczyk Dratewka. Poza tym nie lekceważyłbym ewentualnej umiejętności kroju i szycia, bo przy rosnących problemach finansowych oświaty to akurat skuteczne cięcie wydatków i zaszywanie dziur w kasie może okazać się kluczową cnotą. Podobnie znalazłbym wręcz fundamentalne okoliczności łagodzące dla majtek, gdyż zapewne się pan ze mną zgodzi, że ta lekceważona i czasem wyszydzana część garderoby, jest jednak niesłychanie ważna w naszym ubiorze. W każdym razie typuję, że zazwyczaj mniej boleśnie odczuje pan brak kapelusza czy rękawiczek niż rzeczonych majtek. Nie mówiąc już o tym, że są one zdecydowanie najbliższe naszemu ciału, a przecież – można snuć dalsze paralele – tegoż samego oczekujemy przecież od władzy, czyli żeby była jak najbliżej nas – obywateli.
Przy okazji chciałbym też zwrócić się z korespondencyjną polemiką do dwóch pań (prawdopodobnie nauczycielek), których rozmowę mimowolnie podsłuchałem w ubiegłym tygodniu w smażalni ryb. Panie dość ekspresyjnie polemizowały z wyborem nowego naczelnika, argumentując, że to „nie mieści się w głowie”, żeby na takie stanowisko powołać „nienauczyciela”. Otóż drogie panie, nie wchodząc świadomie w kwestię „pojemności” głów ludzkich, która mogłaby nas łatwo sprowadzić na manowce, chciałem zauważyć, że aktualnie oświatą w naszym kraju zarządza nauczycielka, że tak powiem, pełną gębą, czyli pani minister Anna Zalewska. Zdaje mi się jednak, że jej działalność wywołuje u sporego grona koleżanek i kolegów po fachu tak wielki aplauz, że pani minister zdecydowała się nabrać większego dystansu do swojej obecnej pracy i planuje wyjazd na 5 lat, w charakterze europosła, do Parlamentu Europejskiego (o ile oczywiście wyborcy pozwolą). Osobiście uważam, że spełnienie warunku, że „nikt nie może być sędzią we własnej sprawie” wcale nie jest takie głupie, choć nie jest to oczywiście warunek wystarczający, aby być dobrym naczelnikiem, a już na pewno nie zastąpi paru innych kompetencji na tym stanowisku, których występowanie lub brak u pana Żychskiego jest na razie niewiadomą. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie do osobistej odpowiedzialności za tę decyzję już ochoczo zgłosił się pan prezydent Polowy, stając na czele komisji konkursowej, która wyłoniła zwycięzcę. Nie wiem czy była to jego jedyna motywacja, czy też jednak bał się, że mu urzędnicy uknują za plecami spisek i wybiorą nie tego co trzeba.
A tak przy okazji to trochę dziwi mnie, że o ile mi wiadomo, do konkursu nie zgłosił się żaden dyrektor szkoły, tylko szeregowi nauczyciele, którym łatwo było zapewne zarzucić brak umiejętności zarządzania. Oczywiście nie da się wykluczyć, że obecni dyrektorzy po prostu nie wierzyli w sukces, ale z drugiej strony może też zapomnieli, że w dotychczasowej historii Raciborza to często była fucha – trampolina, po której ląduje się wysoko. Dość przypomnieć, że byłymi naczelnikami oświaty byli późniejszy prezydent Mirosław Lenk i wicestarosta Marek Kurpis. No chyba, że w pamięci krótkotrwałej mają tylko przypadek ostatniego naczelnika oświaty Roberta Myśliwego, ale to jednak trochę inna historia…
bozydar.nosacz@outlook.com