Chemiczna „bomba” w środku wsi
Rządzący Kuźnią Raciborską biją na alarm. Ktoś do Jankowic zwiózł przeróżne substancje. Mowa aż o 72 tysiącach litrów! W gminie chcą jak najszybciej pozbyć się problemu. Sytuację określono mianem kryzysowej.
Substancje zostały zgromadzane w 72 mauzerach, czyli wielkich baniakach. Jak się dowiedzieliśmy, do wioski zwiezione zostały około września. O tym fakcie urzędnicy dowiedzieli się od miejscowych. Substancje zostały złożone na jednej z posesji przy ulicy Raciborskiej. Większość została umieszczona w pomieszczeniu na terenie działki, część w ciężarówce, która następnie została porzucona na posesji. Sprawę nadzoruje prokuratura.
Gmina stwierdziła, że substancji trzeba jak najszybciej się pozbyć. Na utylizację zamrożono w budżecie Kuźni Raciborskiej 170 tysięcy złotych. Sprawę szeroko dyskutowano na lutowym posiedzeniu kuźniańskiej rady miejskiej.
Kupmy działkę
Radna Mariola Wajda w trakcie posiedzenia radziła, aby zainteresować się zakupem działki, na której znajdują się niebezpieczne substancje. Wypowiedź dziwiła jednak radcę prawnego Zbigniewa Pławeckiego. Radna uzasadniała swoją propozycję faktem, że będąc właścicielem działki, można nad nią zapanować. – Posiadając tę działkę, jakąś wartość będziemy już mieli – mówiła. Chwilę wcześniej zauważała również, że raczej nie jest możliwe, aby gmina odzyskała od gospodarza terenu pieniądze za przeprowadzony zabieg. Radna zalecała, aby sprawdzić, czy właściciel działki nie ma jakiegoś zadłużenia wobec gminy oraz czy są jacyś wierzyciele na tej działce.
– Nie wypowie się nikt na temat ewentualnego zadłużenia właściciela działki, bo to są dane objęte tajemnicą skarbową, to rzecz oczywista – odpowiadał radca prawny. Mówił, że jeżeli któryś z radnych ma lepszy pomysł na to, co zrobić w tej sytuacji, to z pewnością pomysł zostanie wysłuchany. – To jest zagrożenie zdrowia lub życia mieszkańców – zwracał uwagę. – Pomysł zakupu nieruchomości zaskoczył mnie. Przede wszystkim, aby mówić o możliwości zakupu działki, musi być ktoś, kto chce sprzedać i ktoś, kto chce kupić – dodał.
Padliśmy ofiarą
Do dyskusji dołączył burmistrz Paweł Macha, mówił, że gmina „padła ofiarą”, zauważał także, że nie jest jedyną w regionie, nawiązywał przy tym do sprawy w gminie Rudnik. Sprawę szeroko opisywaliśmy 8 stycznia w wydaniu „Nowin Raciborskich”. Chodzi o Szonowice, gdzie również na jednej z posesji pozostawiono niebezpieczne odpady. Tam sprawa rozpoczęła się od pożaru na krajowej „czterdziestce piątce”. Po tym zdarzeniu na jednej z posesji pozostał wrak i niebezpieczny ładunek. Mieszkańcy Szonowic przez kilka miesięcy starali się o usunięcie spalonej naczepy. Osiągnęli tylko połowiczny sukces – wrak w końcu odholowano, ale niebezpieczne odpady, które nią przewożono, pozostały. W międzyczasie samobójstwo popełnił właściciel firmy przewozowej.
Głowa Kuźni Raciborskiej mówiła, że propozycja radnej została sprawdzona. – Jestem najdalszy od tego, aby problemy za kogoś załatwić, ale wyczerpaliśmy już wszystkie możliwości. – mówił burmistrz. Zauważał, że nie ma na Śląsku ani jednego depo, gdzie można by było takie odpady zdeponować i utrzymać status osoby, która tym śmieciem zarządza. Podkreślał, że na Śląsku jest tylko jedna instalacja, która utylizuje takie śmieci i ta też po ogłoszeniu przetargu przez kuźniański urząd zgłosiła chęć wykonania zadania. Chodzi o firmę „Sarpi” z Dąbrowy Górniczej.
Sprawdzajmy miejsca
Burmistrz Kuźni Raciborskiej na lutowym posiedzeniu mówił, że obawia się sytuacji, kiedy po wyczyszczeniu terenu w Jankowicach pojawią się tam nowe śmieci. Apelował przy tym do sołtysów, aby byli czujni na podobne sytuacje. Wcześniej podkreślał, że najczęściej lokalizacją „dostawy” takich odpadów są nieruchomości, które znajdują się blisko ściany lasu oraz są poważnie zadłużone. Zauważał, że w innych rejonach Polski są też takie miejsca, gdzie takich odpadów jest o wiele więcej. – Te tykające bomby na Śląsku istnieją. Lokalizacji jest masę – zwracał uwagę.
To sytuacja kryzysowa
Głos zabrała również wiceburmistrz Sylwia Brzezicka–Tesarczyk. Mówiła, że 18 stycznia w urzędzie gminy odbyło się spotkanie zespołu kryzysowego. Na posiedzeniu obecnych było osiemnaście osób ze wszystkich zainteresowanych służb. – Każda ze służb wyraziła swoją opinię, że jest to sytuacja, która nosi znamiona sytuacji kryzysowej – mówiła. – Wszyscy rekomendują też usunięcie natychmiastowe tych odpadów – uzupełniał burmistrz.
W dalszej dyskusji można było usłyszeć, że w mauzerach znajdują się m.in. rozpuszczalniki czy ksyleny. – Na chwilę obecną jest temperatura niska na zewnątrz, ale to są plastikowe zakorkowane mauzery. Jeżeli temperatura wzrośnie, substancje będą parowały. Istnieje również zagrożenie rozszczelnienia – alarmował Paweł Macha.
Idziemy w status pokrzywdzonego
Radny Roman Wilk dopytywał z kolei czy gmina wie, kto jest właścicielem posesji, bo z jego informacji wynika, że policja, obserwując teren, tego się dowiedziała. Wiceburmistrz odpowiadała, że tak. Przewodniczący rady Radosław Kasprzyk uzupełniał wypowiedź, mówiąc, że to „trudne obszary”. – Od ustalenia pewnych rzeczy jest prokuratura – dopowiadał. Radny Wilk dopytywał również, czy gmina ma szanse na odzyskanie wydatkowanych pieniędzy. Burmistrz i radca prawny zauważali, że tak, jednak jest ryzyko, że gmina pieniądze wyda i już nie odzyska. – Idziemy w status pokrzywdzonego w tej sprawie. To pozwoli nam na to, że jeżeli postępowanie prokuratorskie zmierzy do umorzenia, o występowanie w drodze cywilnej do tego właściciela czy sprawcy i próbę egzekucji – zauważał burmistrz. – Tym samym mieć roszczenia do zakupu nieruchomości, a przynajmniej do otrzymania części pieniędzy w sytuacji, w której będzie jej sprzedaż – dopowiadała głowa gminy.
Nie jesteśmy potulnym barankiem
Na zakończenie dyskusji radny Manfred Wrona mówił, że musi pójść mocny sygnał, że „gmina nie jest tylko potulnym barankiem”, która płaci za usunięcie problemu, ale też „nie będziemy szukać do ostatniej kropli krwi tego gagatka”. Radna Mariola Wajda zauważała, że należy podkreślić to, że gmina nie sprząta czyjeś działki, czym podnosi jej wartość, ale usuwa odpady, bo to konieczność.
Dawid Machecki
O komentarz do sprawy zwróciliśmy się do raciborskiej policji. Zapytaliśmy o czynności podejmowane przez mundurowych. Rzecznik prasowy Mirosław Szymański odpowiedział, że policjanci zajmujący się zwalczaniem przestępczości gospodarczej od września 2018 roku, pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Raciborzu, prowadzą śledztwo w trybie art. 183 § 1 KK (składowania wbrew przepisom ustawy odpadów). – Ze względu, iż jest to śledztwo nadzorowane przez raciborską prokuraturę, w sprawie szczegółów odsyłam do gospodarza postępowania – dopowiedział. Skontaktowaliśmy się więc z raciborską prokuraturą, dowiedzieliśmy się jednak, że informacje uzyskamy później. Postaramy się więc zamieścić je w kolejnym wydaniu „Nowin Raciborskich”.