Dokładają tyle co Żory
Wszystko wskazuje na to, że po godzinie siedemnastej nie będziemy mogli dojechać żadnym autobusem do Żor. Stamtąd do Rybnika, ostatnie połączenie wyznaczono na godzinę osiemnastą.
Tak radykalne cięcia w rozkładzie jazdy linii 52 to wynik sporu, jaki toczy się między władzami Rybnika i Żor. Samorządowcy walczą o oszczędności a jak zwykle cierpią pasażerowie.
– Jestem ciekaw, czy nasze władze korzystają czasem z komunikacji miejskiej. Mieszkam w Żorach, ale pracuję pod Rybnikiem. Zmianę kończę po godzinie 21.00 i wracałem sobie tą linią koło godziny 22.00. Teraz ostatnie połączenie mam po południu. Muszę jeździć samochodem, a to wychodzi drożej – mówi Marian Kania, jeden z niezadowolonych mieszkańców.
Cierpią pasażerowie
Wojewoda śląski zakwestionował uchwałę żorskiej rady miasta, która dotyczyła porozumienia między Rybnikiem a Żorami w sprawie transportu.
Żory są członkiem Międzygminnego Związku Komunikacyjnego i to właśnie MZK powinno podpisać to porozumienie. Na dzień dzisiejszy to właśnie miasto Rybnik ponosi całkowite koszty transportu poza swoimi granicami administracyjnymi. Tak dalej być nie może – mówi prezydent Adam Fudali. Prezydent zgłosił całą sprawę do władz subregionu zachodniego, by w przyszłości żadna gmina nie borykała się z tego typu problemami. – Mamy wielkie ambicje, chcemy tworzyć aglomerację. Ludzie mieszkający na terenie subregionu nie mogą być karani za to, że samorządowcy nie mogą się dogadać – dodaje prezydent.
Mówią dość
Władze Rybnika nie mają zamiaru dalej organizować transportu dla całego subregionu. Roczny wydatek miasta z tego tytułu to aż 13 milionów złotych. Dla porównania Żory wydają tylko milion złotych. Miesięcznie straty które pokrywa Rybnik na linii 52 to aż 100 tysięcy złotych. Z prostego rachunku wynika, że roczne straty na tej linii to roczny budżet Żor na komunikację. Nic dziwnego, że prezydent mówi dość.
Będzie dobrze
Cięcia w rozkładzie to również ograniczanie kursów w okresie wakacji. Władze Rybnika są optymistami i wierzą, że uda się całą sprawę wyjaśnić do końca wakacji.
– Na razie musimy ukrócić nieprawidłowości, które ciągną się od 1995 roku. Nie możemy tak naprawdę nieprawnie jeździć na terenie Żor. Ktoś mógłby nas spytać, co robi tam nasz autobus. Tak dalej być nie może. Rozmawiałem z prezydentem Żor i szefem MZK. Na pewno zawrzemy jakieś porozumienie. Teraz ciężar transportu będą musieli wziąć na siebie prywatni przewoźnicy. Oni i tak wozili sporo osób na tej trasie przyjeżdżając kilka minut przed autobusem – mówi Adam Fudali.
Adrian Czarnota