Szacunek dla „ciężkiej dyszki”
Wycieczki szkolne zwiedzały nowiutki budynek Komunalnej Kasy Oszczędności przy dzisiejszej ulicy Chrobrego, a dyrektor Fros prowadził dzieciaki do owalnego skarbca, skąd „żadna złotówka nie mogła paść łupem złodziei”. Pozostawiło to rzecz jasna niezatarte wrażenie.
Wilhelm Hajda – dyrektor Banku Ludowego w Rybniku, urodził się 25 lutego1895 roku w Radzionkowie. Od 15 stycznia 1921 roku do 15 sierpnia 1929 roku pełnił funkcję księgowego w bytomskiej filii poznańskiego Banku Przemysłowców Sp. Akc, a od 16 sierpnia tegoż roku do 12 października 1939 roku kierował Bankiem Ludowym w Rybniku.W 1934 roku, gdy utworzono Związek Spółdzielni Rolniczych i Zarobkowo–Gospodarczych zaczął pełnić oficjalnie funkcję dyrektora Banku Ludowego. Był członkiem Rady Okręgowej tego Związku w Krakowie i dwukrotnie delegatem na Walny Zjazd w Warszawie. W początku 1939 utworzono samodzielny okręg Związku w Katowicach. Wilhelm Hajda zasiadł w radzie Okregowej Związku w Katowicach.
Energiczny i solidny
Po wojnie przedwojenny BL zmieniono na GKS, czyli Gminną Kasę Spółdzielczą. Ta instytucja straciła jednak zupełnie niezależność, jaką miał Bank Ludowy. Wilhelm Hajda zmarł w 1969 roku. Z tego, co czytamy o nim, zawsze cieszył się opinią energicznego, pomysłowego, solidnego człowieka i menedżera. Dzięki niemu tak przed wojną, jak i po niej, wdrożono wiele inicjatyw, które pozwoliły na stałą konkurencyjość jego placówki na niełatwym przecież rynku. Po odwilży 1956 roku, na krótko wrócono dzięki niemu do nazwy Bank Ludowy i pod tą nazwą obchodzono 60-lecie tej placówki. Potem jednak powstał z tego SOP, czyli Spółdzielnia Oszczędnościowo–Pożyczkowa, która podlegała NBP, a potem pojawiła się nazwa Bank Spółdzielczy. I właśnie ten bank, jak Bank Ludowy, mieści się w tym samym budynku na rynku.
Budynek na bank
Rybniczanie przedwojenni pamiętają także dobrze KKO, czyli Komunalną Kasę Oszczędności, która swą siedzibę miała najpierw w budynku na lewo od schodów do naszego Teatru Ziemi Rybnickiej, a potem w wybudowanym w 1937 roku gmachu na rogu ulic Gimnazjalna – 3 Maja (dziś Chrobrego – 3 Maja). Budową tego banku kierowali panowie Grzesik i Malinowski. Siedziba banku powstała na miejscu dawnego targowiska, w miejscu, gdzie wcześniej był staw. Nawiasem mówiąc od strony ulicy Chrobrego przed wojną mieściły się w budynku niewielkie eleganckie sklepiki. Jednym z nich był sklep czekoladowy Jerzego Mazurka. A w samym budynku mieli swe mieszkania urzędnicy tego banku. Potem już zawsze mieściły się tu banki.
Zdjęcia pod zegarem
Pan Norbert Haida pamięta, że kiedy leżał chory w „Juliuszu”, podziwiał przez okno wspaniały (wówczas) neon KKO. Pamięta, że rozbudowywały się wtedy obok Urszulanki. Wspomina też, że dzisiejszy zegar na pl. Wolności jest następcą tego przedwojennego. Lubiano się pod nim fotografować. Zegar nosił reklamę właśnie KKO. Na poczcie rybnickiej mieściła się agenda PKO, czyli Pocztowej Kasy Oszczędności. We wczesnych latach szkolnych do czerwonej skarbonki PKO z białym orzełkiem w koronie i białymi napisami, rodzice wrzucali siostrze i mnie „ciężkie dyszki” z Chopinem i Kopernikiem. Miało się dla nich szacunek. Centrala PKO była w Warszawie, filie krajowe we wszystkich 6 większych miastach, filie zagraniczne w Paryżu, Buenos Aires i Tel–Avivie, a tzw. zbiornice we wszystkich urzędach pocztowych. PKO przyjmowała oszczędności już od 1 złotego, a składka miesięczna ubezpieczenia na życie zaczynała się zaledwie od 3 złotych.
Wycieczki do skarbca
Pan Norbert Haida opowiada o wizytach w szkole agentów bankowych, którzy namawiali do oszczędzania (oczywiście w ich banku najlepiej) i rozdawali reklamowe ołówki z gumką. Wspomina wycieczkę szkolną do nowiutkiego budynku KKO przy dzisiejszej ul. Chrobrego, gdzie dyrektor Fros zaprowadził dzieciaki do owalnego skarbca, skąd „żadna złotówka nie mogła paść łupem złodziei”. Pozostawiło to rzecz jasna niezatarte wrażenie. Znalazłem także w przedwojennej rybnickiej gazecie reklamówkę MKO, czyli Miejskiej Kasy Oszczędności. Trudno powiedzieć, czy była to poprzedniczka KKO, jej dział, czy osobny bank. Norbert Haida podkreśla dwie rzeczy. Po pierwsze wartość pieniądza – oszczędności ze skarbonki wpłacane były regularnie do banku i gdy w sierpniu 1939 roku poszedł znów wpłacić w skarbonce było aż 52 złote! Kupno wymarzonego roweru stawało się coraz bardziej realne. Po drugie oprocentowanie było dla banku rzeczą świętą. Jeśli zdarzyła się inflacja, to tracił bank, a zyskiwał klient. Można rzec, istniał kodeks honoru ekonomicznego. Zupełnie jak dziś...
Liczyli i budowali
Kiedy jest koniunktura, wiele się inwestuje. Tak w swą firmę, jak i prywatnie. I wtedy banki ze swymi kredytami są jak najbardziej przydatne. Pan Norbert Haida skonstatował, że pozostało mu w pamięci, jak jego ojciec trochę się żalił , że nie zaczął budowy swego domu na Orzeszkowej kilka lat później. Otóż budowa piętrowego domu w 1929 roku pochłonęła 27 tys. zł. A sąsiedzi w 1932 roku wybudowali podobny dom za 15 tys. zł. Miał na to wpływ o dziwo wielki kryzys. Jak powiada również pan Haida – ekonomista z zawodu – w Polsce światowy kryzys przekładał się głównie na bezrobocie. Dotknął on przede wszystkim wieś. Ponadto banki (o ile wcześniej nie splajtowały) starały się przyciągnąć klientów niskim oprocentowaniem, a i materiały budowlane oraz robocizna potaniały, bo każdy gonił za groszem. Boom budowlany oraz inwestycyjny zaczął się właśnie od połowy lat trzydziestych. Rybnik po kilkunastu latach niepodległej Polski przestawał się kłócić, wypominać sobie i przechodzili do budowy lepszego jutra. Rybnik stawał się wielką budową, która niestety została w 1939 roku przerwana.
Michał Palica