Działki to często całe życie
11 lipca był czarnym dniem dla wszystkich zrzeszonych w Polskim Związku Działkowców. Podwały istnienia tej instytucji zakwestionowane zostały przez Trybunał Konstytucyjny.
W oczach trybunału niezgodne okazały się m.in. zapisy o podziale gruntów, zwolnieniu od podatków czy opłat oraz to, że związek nie podlega kontroli żadnej instytucji. – Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze – mówi Jan Jaworek, przewodniczący rybnickiej delegatury PZD.
Tradycja i natura
– Najdziwniejsze jest to, że trybunałowi nie podobał się też chyba zapis o tym, że związek działa na rzecz krzewienie zasad ekologii, promuje uprawę i aktywny, zdrowy wypoczynek. Zostaliśmy potraktowani jak jakaś nielegalna, wręcz przestępcza organizacja, a przecież nią nie jesteśmy – tłumaczy Jaworek. Rodzinne ogródki działkowe są dla mieszkańców Śląska rzeczą ważną, miasta i blokowiska w swój charakter i krajobraz na stałe wpisały już widok obszarów działkowych. – Z początku, działki były formą zapomogi. Tam można było coś posiać, czasem wyhodować kurę albo królika. Teraz w większości działki są już tylko rekreacyjne – wspomina Jaworek. – Najpierw ogródki dostaliśmy, każdy włożył w nie ogromną pracę, ja swój pielęgnuję już ponad 30 lat. A teraz się okazuje, że jedną decyzją władz lokalnych można je po prostu nam odebrać – mówi zdenerwowany przewodniczący rybnickiego PZO. – Jesteśmy wszyscy w związku przekonani, że jest to stricte decyzja polityczna. To po prostu sposób na pozyskanie dobrych, naprawdę wartościowych terenów – dodaje.
Według Jana Jaworka, nikt już chyba nie pamięta, że znaczna część ogródków działkowych budowana była na nieużytkach, nawet wysypiskach. – Teraz, kiedy to już jest wszystko zregenerowane, odbiera się nam nie tylko nasze małe pole, ale naszą pracę – zaznacza Jaworek.
Pytani na ROD przy ul. Wodzisławskiej rybniczanie, nie wyobrażają sobie życia bez ogródków. – Ja się im nie dziwię, to jest coś niebywałego. To jest potrzebne, szczególnie w dużych miasta. Ale takie tereny niestety są atrakcyjne – przyznaje przewodniczący.
Jesteśmy otwarci
Problemem dla PZD nie jest sam fakt, że ogródki można odebrać. – Wtedy też była taka możliwość. Jeśli na przykład pojawiał się inwestor, miasto chciało zabrać swoje tereny, nie było problemu. W tym jednak momencie, wskazywano dla działkowiczów tereny zamienne, by tam mogli znów odbudować swoje działki. A teraz? Teraz przyjdą i powiedzą, że jutro pana tu nie ma – żali się Jan Jaworek. Rybnicki związkowiec zapewnia, że działkowicze chcą, by poszanowano ich pracę i czas włożony w upiększanie ogrodu. – Kiedyś, jeszcze w Jastrzębiu–Zdroju, policzyliśmy ile w weekend przewija się ludzi przez jedne z ROD. Okazało się, że to ponad 4 tys. ludzi. Zaprasza się rodziny, przyjaciół – wymienia Jaworek.
Miasta naszego regionu nie kwapią się jednak, by rodzinne ogródki odbierać. Prezydent Rybnika, Adam Fudali, zapewnia, że miasto nie ma wobec terenów działkowych żadnych „niecnych” planów: – Nie jest tak, że czekamy teraz, by przejąć te tereny. Zresztą z tych działek korzysta znaczna część rybniczan – zapewnia włodarz miasta. Nowa ustawa, na której przygotowanie parlamentarzyści mają jeszcze sporo czasu, może jednak stanowić furtkę dla miasta w potrzebie. Wartość ogródków działkowych w największych polskich miastach przekracza – według szacunków „Dziennika Gazety Prawnej” – 30 mld zł. Już samo nałożenie podatków i ściąganie opłat za użytkowanie wieczyste to kilkaset milionów złotych dla samorządów. – Jest się o co bić – mówi ze smutkiem Jan Jaworek.
(mark)