Od siedmiu lat nie wyszedł z domu. Urząd? Spółdzielnia? Znikąd pomocy
DZIELNICA – Interwencja.
Pani Jadwiga Belka od 2009 stara się o podjazd do klatki schodowej. Jej mąż cierpi na rzadką genetyczną chorobę i poruszanie się samodzielnie jest niemalże niemożliwe. Państwo Belkowie są jednak odsyłani od jednej instytucji do drugiej.
Czesław Belka cierpi na zanik mięśni. – To genetyczna choroba, która postępuje od 20 lat – mówi pan Czesław. W końcu doszło do tego, że o własnych siłach nie jest w stanie wyjść z domu. Żona jednak nie może mu pomóc – podjazd, który wykonano w czasach, gdy blok był budowany nie nadaje się do użytku. – Jest za stromy – mówi pani Jadwiga. – Próbowaliśmy wszędzie, ale nikt nie chce nam pomóc w tej kwestii – dodaje.
Siedmiu niepełnosprawnych w jednej klatce
Kilka lat temu pani Jadwiga ostatni raz spróbowała wyprowadzić męża poza mury bloku. – Z sąsiadką próbowałyśmy zjechać po tym podjeździe. Mąż omal by się nie zabił. Na szczęście na dole przechodzili jacyś mężczyźni i pomogli nam wprowadzić go z powrotem. Z tych rynien na schodach nie da się po prostu korzystać – komentuje pani Jadwiga.
W klatce bloku przy ulicy Orzepowickiej 22, gdzie mieszkają Belkowie, żyje łącznie siedem osób, które mają problemy z poruszaniem i dla których odpowiedni podjazd byłby zbawienny. – W 2009 roku zgłosiliśmy się do PFRON, jednak tam otrzymaliśmy odpowiedź, że są w stanie wykonać podjazd, ale za naszą dopłatą, która wyniosła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Nie stać nas na coś takiego – relacjonuje pani Jadwiga. Rybnicka Spółdzielnia Mieszkaniowa zasłoniła się wówczas brakiem funduszy, a prezydent miasta na pismo skierowane do niego odpowiedział, polecając zgłosić się do... PFRON. – I tak od lat chodzimy i żebrzemy o ten podjazd – mówi pani Jadwiga.
Czesław Belka na podwórku nie był od siedmiu lat. Jedyne jego wyjście wiąże się z wyjazdem do szpitala, gdy przyjeżdża karetka i sanitariusze znoszą go do pojazdu. – Wiemy, że zbudowanie podjazdu jest możliwe, potrzeba tylko dobrej woli – mówi pani Jadwiga.
Pukali pod zły adres?
O zdanie na temat całej sytuacji pytamy najpierw we władzach dzielnicy. – Muszę przyznać, że pierwsze słyszę o tym problemie – mówi Jadwiga Lenort z zarządu dzielnicy Maroko-Nowiny. Zaraz jednak dodaje, że sprawa po prostu musi zostać załatwiona. – Szkoda, że ci państwo od razu nie zwrócili się do nas. Fakt, że nie dysponujemy dużymi zasobami finansowymi, jednak mamy inne możliwości pomocy. Mamy świetne kontakty z radnymi i urzędem miasta, ze spółdzielnią, możemy pomóc w szukaniu sponsorów na tę inicjatywę, by ulżyć tym mieszkańcom – dodaje Lenort. Sama jest w szoku, że aż siedem osób niepełnosprawnych mieszka w klatce z podjazdem, którego nie da używać. – Sprawa musi być załatwiona. Tutaj nie ma dyskusji i rozpatrywania zysków i strat. Jeśli tylko wcześniej otrzymalibyśmy jakikolwiek sygnał, robilibyśmy wszystko co w naszej mocy, by ten problem rozwiązać – mówi Jadwiga Lenort.
Pani Jadwiga Belka kolejny raz skierowała pismo do prezesa RSM. Stanisław Jaszczuk nie odpisał jeszcze na list. – Zasugerowałam się artykułem w waszym tygodniku, gdzie prezes przyznał, że jest zaskoczony tak dobrą kondycją finansową spółdzielni. Liczę, że nie wycofa się z tych słów – komentuje lokatorka. Rada nadzorcza RSM, jak wynika z naszych informacji, jeszcze nie pochyliła się nad pismem państwa Belków. Wszystko wskazuje jednak na to, że znajdą się w dzielnicy ludzie, którym sytuacja mieszkańców bloku przy ulicy Orzepowickiej nie jest obojętna, a cała sprawa nabierze w końcu tempa i będzie miała dobre zakończenie. Sytuację będziemy na bieżąco monitorować.
Marek Grecicha